W czwartek do reprezentacji Polski po długiej przerwie powrócił Grzegorz Krychowiak. Fernando Santos nie powoływał go na wiosnę. Gdy w końcu to zrobił, jego decyzja była głośno komentowana. Wydawało się, że Portugalczyk postąpił tak, mając na uwadze nie najlepszą postawę innych pomocników kadry, a nie jakiś wystrzał formy piłkarza grającego na co dzień w Arabii Saudyjskiej.
Możesz przeczytać także: "Ma go dosyć". Odpalił bombę ws. Lewandowskiego
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zawodnik Abhy wyszedł w podstawowym składzie. I już w 22. minucie zarobił żółtą kartkę. Z kolei kibicom zapadnie w pamięć akcja z samej końcówki tej części. "Krycha" usiłował oddać strzał, a piłka uderzyła w rękę. Jego własną.
Nasz rozmówca - były reprezentant Polski Tomasz Kłos - ocenia jednak inaczej powrót dwukrotnego uczestnika mundialu do kadry.
- Dobrze oceniam jego powrót. Widać, że koledzy mają do niego zaufanie. Grzesiek będzie na pewno w kolejnych meczach bardzo przydatny - mówi o2 69-krotny reprezentant Polski.
- To pożyteczny zawodnik. Młodsi piłkarze mogą się od niego uczyć. Wprawdzie widać, że nie jest w optymalnej formie, ale trudno się gra przeciwko takim rywalom - dodaje.
To niestety był kolejny mecz z rodzaju "Męczy nas Piłka". Biało-Czerwoni mieli niemiłosierne trudności z Wyspami Owczymi, których kadra składa się częściowo z półamatorów. Ostatecznie ekipa Fernando Santosa wygrała 2:0, ale trudno powiedzieć, by czymkolwiek zachwyciła. - Na tle rywali zaprezentowaliśmy się słabo - zauważa Kłos.
- Mieliśmy swoje sytuacje, w niektórych zabrakło precyzji. To było jednak za mało. Wyspy Owcze grały prostą, ale bardzo skuteczną piłkę. Daliśmy wciągnąć się w grę przeciwników. Stanęli na 40. metrze, my rozgrywaliśmy, ale ustawiali się na tyle ciasno między formacjami, że były kłopoty z rozegraniem piłki. Do tego mieliśmy słabe dośrodkowania - ocenia.
Skąd u Polaków wzięły się nerwowe zagrania? Mimo ostatnich problemów oraz fatalnej atmosfery wokół naszej drużyny, piłkarze tej klasy powinni wyjść na mecz z takim rywalem zdecydowanie pewniejsi siebie. Kłos mówi jednak, że trzeba docenić wynik.
- Im dalej w mecz, tym wkradła się większa nerwowość, a akcje były bardziej szarpane. Ręka i rzut karny nam pomogły. Druga bramka w wykonaniu Roberta była popisowa. Rywale zapomnieli, że Robert z piłki "stojącej" potrafi też strzelić łatwe bramki. 2:0 przy remisie Czechów z Albańczykami (1:1 - przyp. red.) to dobry wynik - twierdzi.
W niedzielę o godz. 20:45 Biało-Czerwoni rozegrają mecz o zdecydowanie większym ciężarze gatunkowym. Przeciwko znacznie bardziej wymagającemu rywalowi. W Tiranie zmierzą się Albańczykami, a przegrana może mocno oddalić ich od awansu na EURO 2024.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.