Choć reprezentacja Polski w piłce nożnej rozpoczęła już nowy rozdział pod wodzą Fernando Santosa, nadal w przestrzeni medialnej odbijają się echa afery premiowej, która ujrzała światło dzienne tuż po mistrzostwach świata w Katarze.
Przez długi czas nikt z przedstawicieli Polskiego Związku Piłki Nożnej nie zabierał publicznie głosu w tej sprawie. Oszczędni w słowach byli też piłkarze reprezentacji. Dopiero na ostatnim zgrupowaniu Robert Lewandowski odniósł się do sprawy, a z jego ust padło słowo "przepraszam".
Niedawno z kolei gościem kanału "Po Gwizdku" był rzecznik Polskiego Związku Piłki Nożnej Jakub Kwiatkowski. Pytany o to, dlaczego do tej pory - jako rzecznik - nie zabierał głosu w sprawie afery, przyznał wprost:
Możesz przeczytać także: Ten skoczek był nie do poznania. Wiadomo, dlaczego to zrobił
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sytuacja czasami zmusza do tego, żeby milczeć. W tej sytuacji nie dało się stanąć przed kamerami, bo to było tak złożone, że nie dało się bronić wszystkich. Było za dużo obozów, za dużo interesariuszy. Nie było złotego środka, żeby to rozwiązać. Zajęcie jakiegokolwiek stanowiska, uderzałoby w drugą stronę.
Stanowiskiem za tę aferę zapłacił poprzedni selekcjoner Biało-Czerwonych, Czesław Michniewicz. Kwiatkowski został zapytany o to, jakie aktualnie ma z nim relacje.
Nie rozmawiałem już od tego czasu z Czesławem Michniewiczem, ale nie ma co tam doszukiwać się historii. Gdy się kończy pracę z kimś, często jest tak, że te relacje się rozjeżdżają.
W przestrzeni medialnej, już po wybuchu afery, krążyły informacje, że rzecznik PZPN chodził po pokojach piłkarzy w Katarze i zbierał ich numery kont do wypłaty premii. Ten wątek również poruszono w rozmowie, ale Kwiatkowski odpowiedział jednym słowem:
Pomidor.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.