Po 357 dniach przerwy Serena Williams wróciła na kort. Powodem tak długiej nieobecności Amerykanki była kontuzja, jakiej nabawiła się podczas ubiegłorocznego Wimbledonu. To sprawiło, że spadła na niezwykle odległe, 1204. miejsce w rankingu WTA.
Swój pierwszy mecz rozegrała w deblu. Podczas turnieju WTA Eastbourne stworzyła duet z Tunezyjką Ons Jabeur. Po pasjonującym pojedynku pokonały czesko-hiszpański debel Marie Bouzkova / Sara Sorribes.
Później Williams miała zmierzyć się z Magdą Linette i Aleksandrą Krunić. Do meczu ostatecznie jednak nie doszło, a wszystko z powodu urazu, jakiego doznała Ons Jabeur.
Serena Williams na Wimbledonie. Może napisać historię
Teraz Williams wystąpi w Wimbledonie. Kibice ostrzyli sobie zęby na jej potencjalny pojedynek z Igą Świątek. Ten jest możliwy, ale dopiero w półfinale. Trudno przewidywać, czy 40-latka zajdzie tak daleko.
Najbardziej medialnym bohaterem nadchodzącej edycji Wimbledonu będzie Serena Williams i jej wielki powrót. Obawiam się, że to są płonne nadzieje. Boję się, że to się szybko skończy, nawet jakimś poddaniem meczu. Oczywiście nie życzę jej kontuzji, ale jest to coś innego trenować i grać, a co innego występować na turnieju - mówił portalowi WP SportoweFakty Wojciech Fibak.
Serena Williams wciąż ma jednak nadzieję na kolejny wielkoszlemowy triumf. Aktualnie ma ich na swoim koncie 23, a więc najwięcej w erze Open. Amerykanka jest o krok, aby wyrównać rekord wszech czasów.
Czytaj także: "To musi poprawić". Legenda szczerze o Polaku w NBA
Najlepszy wynik należy do Margaret Court. Australijka w latach 1960-1973 wygrała łącznie 24 turnieje, w tym Australian Open aż 11-krotnie.
Wimbledon rozpocznie się 27 czerwca i potrwa do 10 lipca. Faworytką turnieju będzie Iga Świątek, która przed rokiem odpadła w czwartej rundzie po porażce z Ons Jabeur.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.