Po tym jak Michał "Bagieta" Gorzelanczyk znakomicie wszedł do freak fightów, organizatorzy zdecydowali się szybko dać mu kolejną szansę. Tym razem jego rywalem był Patryk "Robalini" Śliwa. Obaj, jeszcze przed pojedynkiem, nie pałali do siebie sympatią, wymieniając się "uprzejmościami" podczas konferencji.
Możesz przeczytać także: Dominacja w pojedynku niskorosłych. Będzie wielki rewanż?
Ich złowrogie nastawienie do siebie spowodowało, że organizatorzy zmienili formułę walki na "no rules", czyli pojedynek bez zasad. "Bagieta" był faworytem starcia z "Robalinim" i od pierwszych wymian było widać dlaczego.
Gorzelanczyk już w pierwszej rundzie mógł skończyć walkę. Złapał rywala w parterze, zasypał go ciosami z góry, a później próbował popisać się kończącą balachą na rękę.
Możesz przeczytać również: Dziennikarz wszedł do klatki. "Werdykt zrobiony pod zasięgi"
"Robalini" wytrzymał do końca pierwszej rundy, ale był piekielnie zmęczony. Kiedy próbował dojść do siebie przed startem drugiej odsłony walki, "Bagieta" robił w klatce pompki, prezentując doskonałą formę i wytrzymałość. Śliwa ostatecznie wyszedł do walki, ale dla Gorzelanczyka wygrana przed czasem była tylko formalnością.
Śliwa był tak zmęczony, że podczas próby przeprowadzenia rozmowy tuż po walce, nie zdołał wydusić z siebie nawet Słowa. "Bagieta" natomiast już bierze na cel kolejnych rywali. Bardzo chciałby zmierzyć się z "Kamerzystą" lub Jasiem Kapelą.
Możesz przeczytać także: Na Najmanie się nie skończy? Jóźwiak: Grubcia też bym chętnie wyjaśnił