Podczas mistrzostw świata w Trondheim doszło do kontrowersji związanych z dyskwalifikacją norweskich skoczków. Marius Lindvik i Johan Andre Forfang zostali wykluczeni z rywalizacji z powodu nieprzepisowych kombinezonów. Norwegowie starają się minimalizować znaczenie tego incydentu, twierdząc, że podobne sytuacje zdarzały się wcześniej. Oskarżają przy tym Polaków.
Początkowo głośno było o przeszywaniu chipów w kombinezonach. Cały proceder został zaprezentowany jeszcze przed zawodami na nagraniu wideo z ukrytej kamery. Polacy, Austriacy i Słoweńcy zaprotestowali w tej sprawie, ale FIS protest odrzucił, twierdząc, że trzeba sprawdzić autentyczność nagrań.
Potem okazało się, że Polacy i Austriacy złożyli drugi protest. Tym razem dotyczył pasków wszytych w kombinezony, dzięki którym Norwegowie naciągali stroje.
Cała sprawa odbiła się szerokim echem w mediach. Wybuchł skandal z norweskimi skoczkami w roli głównej.
Norwegowie bronią się przed oskarżeniami i uderzają w Polaków
Dyrektor norweskiej federacji, Jan Erik Aalbu, w rozmowie z mediami stwierdził, że nie doszło do manipulacji ani oszustwa. W jego ocenie miało miejsce jedynie "niedostosowanie się do przepisów". Aalbu zaznaczył przy tym, że podobne przypadki miały miejsce w przeszłości.
Czytaj także: Tragiczna śmierć młodego piłkarza. Miał zaledwie 19 lat
Również trener Norwegów, Magnus Bervig, podkreślił, że "to nie było żadne oszustwo, tylko zwykłe złamanie regulaminu". Wyjaśnił też, że problem dotyczył niedozwolonego szwu w kombinezonach. "Był zbyt sztywny i za mało elastyczny i tylko o to chodziło" - skwitował trener, cyt. przez RMF24.
Według rozgłośni, teraz norweska federacja oskarża Polaków o rozdmuchanie sprawy. Padły mocne słowa.
Polacy właściwie w tym sezonie nie skaczą, więc szukają dziury w całym i przede wszystkim nam zazdroszczą - skwitował Jan Erik Aalbu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.