Odejściem Krzysztofa Stanowskiego z Kanału Sportowego żyje cały polski internet. Napiętą atmosferę jeszcze bardziej podgrzał niedzielny program live z Arłamowa, w trakcie którego Tomasz Smokowski i przede wszystkim Mateusz Borek nie szczędzili gorzkich słów współzałożycielowi projektu.
W piątek na kanale WeszłoTV Stanowski opublikował materiał, w którym w obszerny sposób odniósł się do przedstawianych mu zarzutów, a także przekazał niepublikowane wcześniej informacje na temat kulisów zakończenia współpracy z projektem. Jak sam stwierdził, współpraca z Kanałem Sportowym w jego odczuciu nie miała sensu, zarówno przez wzgląd na panującą atmosferę, jak i kwestie związane z biznesem.
Decyzja o odejściu z Kanału Sportowego dojrzewała we mnie od bardzo dawna, od wielu miesięcy, może od ponad roku. Trudno znaleźć tę dokładną datę, w której uznałem, że to nie ma sensu (...) Mam takie podejście do pracy, że musi się zgadzać albo atmosfera, albo biznes. Jeśli jest coś nie tak pod względem biznesu, to można sobie to zrekompensować dobrą atmosferą. Jeśli coś jest nie tak z atmosferą, to można przymknąć oko i pójść za biznesem. Ale jeśli z mojej perspektywy nie zgadza się ani jedno, ani drugie, a do tego dochodzą znaczące różnice co do standardów zachowań akceptowalnych przeze mnie, to wtedy trzeba szukać wyjścia awaryjnego - mówił Stanowski, który poinformował swoich wspólników o zamiarze odejścia 4 września.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na filmie Stanowski odczytał list, który - jak sam twierdzi - wysłał do swoich wspólników 14 września. Dziennikarz poruszył w nim między innymi kwestię związane z podziałem zysków spółki. Stanowski jednoznacznie zasugerował, że osiągane przez niego z tego tytułu przychody są niewspółmierne z nakładem pracy i osiąganymi dzięki niemu wynikami.
Czasem mówiłem wam wprost, czasami sugerowałem, że nie podoba mi się model rozliczeń, który jest całkowicie, ale to całkowicie oderwany od pracy i jej efektów. Ja osobiście lubię tworzyć, lubię robić, mam pomysły, a znalazłem się w momencie, w którym sam siebie hamowałem, bo nie czułem się traktowany fair - napisał.
W dalszej części swojego listu Stanowski pisał o wewnętrznych animozjach między współwłaścicielami Kanału Sportowego. Zarzucił Tomaszowi Smokowskiemu to, że ten deklarował wobec niego nienawiść "za każdym razem, gdy się napił". Krytycznych słów nie zabrakło też w stronę Mateusza Borka.
Mateusz miał, ma i będzie miał problem ze mną, z Weszło (nigdy nie byłoby Kanału Sportowego bez Weszło), z moimi pracownikami, problem, którego nie umiem zdiagnozować i rozwiązać. Ale on nie zniknie, wszyscy to wiemy. Mam dość toksyn, agresji słownej, obmawiania, intryg - napisał swoim wspólnikom.
W liście Stanowski przekazał również, że mianował swoim pełnomocnikiem Bogusława Leśnodorskiego. Były prezes Legii Warszawa w jego imieniu miał spotkać się z pozostałymi wspólnikami, by omówić najlepszą formułę zakończenia potowej sytuacji.
Stanowski wspomniał też, że zakładał scenariusz, w którym pozostaje częścią Kanału Sportowego. Dziennikarz ujawnił, że złożył ofertę kupna udziałów skonfliktowanego ze sobą Mateusza Borka. Ten jednak odrzucił opiewającą na kilka milionów złotych propozycję.
Powiedział, że to za mało. I rozumiem, szanuję. Nie mogę mieć pretensji, każdy ma prawo sprzedać swoją własność za tyle, na ile ją wycenia - kontynuował Stanowski.
W odpowiedzi Stanowski wyraził chęć sprzedaży mu swoich udziałów (jak wspomniał, oczekiwał niższej kwoty od tej, za którą chciał kupić udziały Borka). Do tej transakcji również nie doszło, co - zdaniem Stanowskiego - świadczyło o tym, że zarząd spółki chciał utrzymać go w patowej sytuacji.
Zdaniem Stanowskiego, konflikt między nim a pozostałymi właścicielami Kanału Sportowego miał również niespodziewaną ofiarę. Podczas pobytu popularnego dziennikarza na Majorce z pracy w spółce została zwolniona jego matka, która była księgową w Kanale Sportowym.
Popularny dziennikarz przekazał, że powodem tego zwolnienia był fakt, że jego matka polubiła komentarz stawiający go w dobrym świetle i jednocześnie krytykujący pozostałych właścicieli projektu. Reakcja na prośbę Stanowskiego została usunięta, jednak nie zmieniło to sytuacji jego matki.
W dalszej części materiału nie krył on oburzenia na całą sytuację, przy okazji wyliczając kolejne domniemane przewinienia zarządu Kanału Sportowego i w ostrych słowach skomentował słowa współwłaścicieli projektu wygłoszone podczas niedzielnego programu.
Zwolniliście moją mamę z pracy, zwolniliście moich kolegów z pracy. Nie chcieliście mi wypłacić wynagrodzenia za czas wypowiedzenia, na jakie zasłużyłem, pracując przez te cztery lata. I opowiadaliście o mnie bzdury. Ja o was nic nie mówiłem. Odliczałem sobie dni do mojego projektu, a wy nie mogliście tego znieść, że będę miał swój nowy projekt. Wkurzało was to, a ja o was słowa nie powiedziałem. A wy ciągle, co program... W końcu Mateusz (Borek - przyp. red.) się odpalił i poszedł po bandzie. Mówiąc szczerze, w oczach biznesu skompromitował się doszczętnie - podsumował Stanowski.