Amerykańscy widzowie stacji ESPN+ musieli zapłacić aż 80 dolarów (330 zł) za dostęp do transmisji z walki Tysona Fury'ego z Francisem Ngannou. Wywołało to duże kontrowersje. W Polsce tak drogo nie było, ale wciąż można było złapać się za głowę. Osoba, która nie miała wykupionego dostępu do platformy DAZN, musiała wyłożyć aż 85 zł.
Sama walka miała być spacerkiem dla "Cygańskiego Króla". Tymczasem Brytyjczyk mocno namęczył się z Francisem Ngannou, który związany był do tej pory z mieszanymi sztukami walki (MMA). Sensacja wisiała w powietrzu, szczególnie gdy Fury znalazł się na deskach w trzeciej rundzie.
Decydował werdykt sędziowski. Niejednogłośną decyzją zwyciężył Fury, co wywołało spore oburzenie. Słów krytyki nie szczędził sam Ngannou, którego w obronę wziął m.in. sam Mike Tyson.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Będzie głośne rozstanie?! Powodem zdrady
Oczywiście, że to Francis Ngannou wygrał. To nie była kradzież, ale wszyscy wiedzą, jaki był wynik - przyznał "Żelazny Mike".
Jak informuje branżowy portal bloodyelbow.com, ze względu na to, że wydarzenie finansowali Saudyjczycy, nie było priorytetem uzyskanie wysokim zysków ze sprzedaży PPV. Wyniki przeszły jednak oczekiwania.
Czytaj także: "Po prostu wstyd". Znany menadżer ostro o Adamku
Sprzedano zaledwie 11,5 tys. pakietów telewizyjnych w Stanach Zjednoczonych. Na platformie ESPN+ PPV wykupiło tylko 56 tys. osób. To zdecydowanie mniej niż przy okazji innych wydarzeń bokserskich. Dla porównania dodajmy, że rekord ustanowiony został przy okazji walki Floyda Mayweathera z Mannym Pacquiao. Wtedy sprzedano 4,6 mln pakietów.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.