Od wielu lat Apoloniusz Tajner kojarzył się kibicom skoków narciarskich jako prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Za czasów jego 17-letniej kadencji polskie skoki narciarskie zrobiły ogromny postęp i pozyskały potężnych sponsorów, m. in. spółki Skarbu Państwa.
Czytaj także: "Don Kasjo" zapowiedział powrót. Padła jasna deklaracja
Z roku na rok Apoloniusz Tajner przygotowywał się jednak do tzw. przekazania pałeczki. Jako naturalnego następcę swojej osoby na stanowisku prezesa widział Adama Małysza. Na początku XXI wieku ta dwójka znakomicie współpracowała ze sobą w aspekcie sportowym.
To właśnie za kadencji Apoloniusza Tajnera na stanowisku pierwszego trenera polskich skoczków Adam Małysz zaczął odnosić pierwsze ogromne sukcesy. W niesamowitym stylu wygrał Turniej Czterech Skoczni, został trzykrotnym mistrzem świata, a także trzy razy z rzędu (jako jedyny w historii) triumfował w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Po latach panowie wciąż ze sobą współpracowali, ale już w innej roli. Apoloniusz Tajner był prezesem PZN, a Adam Małysz został dyrektorem sportowym związku do spraw skoków narciarskich i kombinacji norweskiej. W tej roli czterokrotny medalista olimpijski radził sobie znakomicie. Zebrał doświadczenie i pod koniec czerwca Tajner mógł przekazać rządzenie związkiem właśnie Małyszowi.
Małysz był jedynym kandydatem na to stanowisko i pewnie został wybrany przez delegatów. Po miesiącu od tego wyboru Apoloniusz Tajner na łamach Interii pokusił się o pierwszą krótką ocenę pracy byłego skoczka.
Widzę, że się wziął do pracy bardzo dynamicznie. Z drugiej strony, związek pracował w różnych zakresach. Nie tylko tym dotyczącym sportu. Innych działań jest sporo. Żeby się dobrze zaznajomić z tym wszystkim, trzeba na pewno parę miesięcy. Adam zabrał się do tej pracy bardzo ambitnie, zapoznaje się z każdym z tematów i ciągle ma to jeszcze przed sobą - podkreślił Apoloniusz Tajner.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.