Grudniowa gala XTB KSW 77 w Arenie Gliwice zapowiada się niezwykle emocjonująco. Kibice zobaczą długo wyczekiwaną walkę, w której zmierzą się legendy polskiego MMA, czyli Mariusz Pudzianowski oraz Mamed Chalidow.
Starcie zakontraktowano w kategorii ciężkiej. "Pudzian" podejdzie do niego na fali pięciu wygranych z rzędu. Ostatnio, w maju na KSW 70, były mistrz świata strongmanów sensacyjnie znokautował Michała Materlę.
Mamed Chalidow wróci do klatki po dotkliwej porażce z rąk Roberto Soldicia. Chorwat znokautował ikonę polskiego MMA na KSW 65 w grudniu ubiegłego roku, a lekarze operujący zawodnika z Olsztyna odradzali mu kontynuowanie sportowej kariery. Ambicja jednak nie pozwoliła 42-latkowi na ostateczne odwieszenie rękawic na kołku.
Za chwilę staną naprzeciwko siebie dwie legendy. To będzie największe starcie MMA w tej części świata. Wszystko, co mają sobie do przekazania, przekażą sobie w klatce. Nikt nikomu nie będzie nikogo, jak widać, gwałcił ani dojeżdżał. Nikt też nikomu nie powie źle na żonę ani mamę. Bo kiedy stoi za tobą prawda, nie trzeba podnosić głosu…. Wszyscy i tak cię słuchają i słyszą - napisał Maciej Kawulski w mediach społecznościowych.
Czytaj także: Iga Świątek zbliża się do magicznej granicy. Zwala z nóg
Ze słów innego szefa KSW - Martina Lewandowskiego - wynika natomiast, że obaj wojownicy zarobią ponad milion złotych. To jedna z najwyższych gaż w historii MMA w naszym kraju.
Trener ma żal do Pudzianowskiego
Takie zestawienie jednak nie wszystkim się podoba. Przeciwnikiem tego pojedynku od dawna był Arbi Szamajew. To trener, który od kilku lat współpracuje z "Pudzianem", a jednocześnie blisko przyjaźni się z Chalidowem. W Kanale Sportowym potwierdził, że w związku z tym nie przygotuje "Dominatora" do tej walki.
Szamajew został zapytany, czy ma żal do Pudzianowskiego, że zgodził się na bójkę z Mamedem. Słowa szkoleniowca nie pozostawiają wątpliwości.
Tak, zdecydowanie tak. Absolutnie nie rozumiem jego podejścia. Dałbym słowo, że jeśliby mnie posłuchał, to zabrałby pas mistrzowski wagi ciężkiej De Friesowi. Wybrał inną drogę. To jego decyzja - powiedział.