Pierwsza część tegorocznego sezonu była popisem w wykonaniu Igi Świątek. Polka robiła na kortach, co chciała. Popisała się serią 37 wygranych z rzędu. W tym czasie triumfowała kolejno w turniejach w Katarze, Indian Wells, Miami, Stuttgarcie, Rzymie i w wielkoszlemowym Roland Garros.
Kapitalna seria pozwoliła 21-latce objąć prowadzenie w światowym rankingu tenisistek. I to z dużą przewagą nad rywalkami. Po tak imponujących osiągnięciach gra naszej reprezentantki jednak trochę zacięła się i od trzech turniejów szwankuje.
Zaczęło się od porażki w trzeciej rundzie Wimbledonu, która przerwała świetną passę liderki światowego rankingu. Później Iga Świątek wróciła na swoją ulubioną nawierzchnię ziemną, ale mimo to nie była w stanie wygrać słabo obsadzonego turnieju w Warszawie, przegrywając w ćwierćfinale.
Kolejne niepowodzenie przyszło w Toronto, na trzy tygodnie przed wielkoszlemowym turniejem US Open. Niespodziewanie, a wręcz sensacyjnie, Iga Świątek przegrała w czwartkowy wieczór 11 sierpnia z Brazylijką Beatriz Haddad Maią 4:6, 6:3, 5:7. Tym samym Polka nie zagra w ćwierćfinale turnieju w Kanadzie.
Mimo porażki naszej reprezentantki, ten mecz zostanie zapamiętany przez statystyków i kibiców na długo. Wszystko za sprawą gema, który miał miejsce na początku drugiego seta. Był on niesamowicie długi. Toczyła się w nim zacięta walka punkt za punkt, a przez dłuższy czas żadna z tenisistek nie była w stanie wygrać dwóch punktów z rzędu.
Ostatecznie gema rozstrzygnęła na swoją korzyść Iga Świątek. Trwał on, jak podali dziennikarze sport.pl, aż 23 minuty! To prawie połowa czasu, jaki tenisistki spędziły na korcie w pierwszym secie. Całą partię 6:4 wygrała Brazylijka, a na rozegranie 10 gemów zawodniczki potrzebowały 48 minut.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.