Czwartkowe zmagania na torze w Wincanton będą głośno komentowane. Wszystko jednak nie z uwagi na poziom rywalizacji, a koszmarne wydarzenia, do jakich doszło w trakcie trwania wyścigu.
Najpierw upadek zanotował Freddie Gordon. Zawodnik dosiadający konia "Sami Bear" znajdował się na prowadzeniu, gdy uderzył głową w ostatnią przeszkodę (zdjęcie powyżej).
W przeszłości "Samiemu Bearowi" zdarzało się już być narowistym, ale tylko raz czy dwa razy. To frustrujące, ponieważ myślałem, że mamy zwycięstwo w wyścigu w kieszeni. Przez 99 proc. czasu pokazywali cudowną jazdę, aż do momentu, gdy "Sami Bear" rzucił się na ostatnią przeszkodę - tłumaczył Chris Gordon, ojciec Freddiego i trener "Samiego Beara".
Czytaj także: Ogromny pech gwiazdy PSG. Zabraknie go w ważnym meczu?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W tym samym miejscu upadło jeszcze dwóch zawodników - Freddie Gingell i Ivor Herbert. Jednak nie to okazało się najbardziej przerażającym wydarzeniem tego dnia.
Kamery telewizyjne uchwyciły moment, jak tuż za metą przewrócił się koń "Torula". Dosiadający go Ben Pauling zajął trzecie miejsce. Niedługo później koń... doznał zawału serca i nie udało się go uratować.
Jak informuje "The Sun", pozytywną informacją jest fakt, że żadnemu z dżokejów nic się nie stało. "Miałem złamane serce, gdy zobaczyłem, jak 'Torula' upada w ten sposób", "biedny 'Torula', to było okropne" - pisali z kolei internauci o koniu, który stracił życie.
Czytaj także: Będzie gwiazdą na Fame MMA. Ma zjawiskową partnerkę
Dziennikarze wspominają, że "Torula" był sześcioletnim wałachem. Przed wyścigiem uznawano go za faworyta do zwycięstwa. "Niestety, będzie go teraz brakować" - czytamy w "The Sun".