Za sprawą Adama Małysza Polska żyła skokami narciarskimi. W końcu legendarny zawodnik aż cztery razy wygrywał klasyfikację generalną Pucharu Świata, dzięki czemu zgarnął Kryształowe Kule. Do tego dorzucił m.in. sześć medali mistrzostw świata czy cztery igrzysk olimpijskich, na których jednak nigdy nie stanął na najwyższym stopniu podium.
Wyniki miały oczywiście wpływ na jego sytuację finansową. W mediach dało się wyczytać, że będąc skoczkiem zarobił łącznie prawie 30 milionów złotych. Do tego należy doliczyć również pieniądze uzyskane od sponsorów czy innych biznesów.
Obecnie Małysz jest prezesem Polskiego Związku Narciarskiego, co sprawia, że wciąż jego zarobki stoją na dobrym poziomie. Zwłaszcza, że do tego dochodzi emerytura olimpijska. To sprawiło, że w mediach spekulowano, iż łącznie na ten moment zarobił prawie 70 mln zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Czytałem, że w ciągu kariery zarobiłem prawie 70 milionów. I znowu się uśmiałem. Naprawdę chciałbym tyle zarobić. Wtedy nie musiałbym już nic robić w życiu - skomentował te wyliczenia były skoczek w rozmowie z Interią.
Małysz nie zgodził się również ze zdaniem ekspertów, jakoby miał inkasować około 900 tysięcy zł. z uwagi na obecną posadę. A przecież za pół roku pracy w roli prezesa PZN Apoloniusz Tajner otrzymał prawie 450 tys., co potwierdziło jego oświadczenie majątkowe.
- Na pewno chciałbym zarabiać takie pieniądze. Jednak niezbyt fajnie, by to brzmiało, gdyby prezes pobierał milion złotych rocznie, a nie byłoby wyników. To bardzo mocno uderzałoby nie tylko w związek, ale przede wszystkim we mnie. Jesteśmy w związku przede wszystkim po to, by pomagać. Oczywiście. Za dobrze wykonaną pracę powinna być nagroda, ale jednak są pewne granice - ocenił te spekulacje 46-latek.
Przeczytaj też: Kosecki się wygadał. Tyle ma zarobić w Fame MMA
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.