W Koszalinie, w odstępie kilku miesięcy, po raz trzeci skradziono defibrylator. Dwóch kradzieży dokonał jeden mężczyzna, który teraz przebywa w areszcie. - To ludzka głupota, na szczęście świadomość w Polsce wciąż rośnie - mówi w rozmowie z o2, Grzegorz Dokurno, prezes firmy AED Max, oferującej m.in. ratujące życie defibrylatory oraz apteczki i zestawy ratownicze.
W grudniu Tom Lockyer przeszedł przerażające zatrzymanie akcji serca w czasie meczu. Piłkarz przeżył i pokazał, gdzie w jego klatce piersiowej lekarze wszczepili wewnętrzne urządzenie kardiologiczne.
Klienci sieci sklepów Biedronka byli w szoku, kiedy zobaczyli zdjęcie z jednego z marketów. Fotografia przedstawia miejsce umieszczenia defibrylatora. Problem polega na tym, że dostęp do niego utrudniają palety ze... zniczami. Po opublikowaniu zdjęcia na jednym z profili pojawiło się mnóstwo komentarzy.
Oburzające, skandaliczne, nieludzkie - takimi epitetami należy określić działanie sprawcy, który dokonał kradzieży w centrum Warszawy. Jak podaje policja, 35-letni obywatel Ukrainy ukradł sprzęt medyczny ratujący życie. Kiedy defibrylatora nie udało się sprzedać w lombardzie, postanowił go po prostu wyrzucić.
Gdy 60-latek z Poznania zasłabł na środku ulicy, pani Małgorzat samodzielnie reanimowała go na oczach gapiów. Po wszystkim mężczyzna zmarł bo... nie stać go było na leki. Kobieta w ostrych słowach opisała całą sytuację na Facebooku. - Emerytów nie stać na leki, nie stać ich na to, żeby żyć - podsumowuje.