W tragicznym wypadku na warszawskim Mokotowie zginęły dwie kobiety, a kilka osób zostało rannych. Kierujący autem SsangYong potrącił znajdującą się na przejściu dla pieszych kobietę, a następnie uderzył w wiatę przystankową. Śledczy wciąż ustalają okoliczności tragedii. Niemal miesiąc po wypadku pojawiły się nowe fakty dotyczące sprawcy.
Przed kilkoma dniami na ul. Woronicza w Warszawie doszło do strasznego wypadku. Rozpędzone auto potrąciło przechodzącą przez jezdnię kobietę, a następnie wjechało w przystanek autobusowy. Dwie osoby zginęły. Jak się okazuje, miejsce od 2017 oznaczone jest jako niebezpieczne, a miejscowi radni od lat starali się o przebudowę tego miejsca.
W czwartek 15 sierpnia sąd w Warszawie zdecydował, że mężczyzna podejrzewany o doprowadzenie do wypadku na ul. Woronicza, w którym życie straciły dwie osoby, trafi do tymczasowego aresztu. Głos w rozmowie z "Faktem" zabrały jego żona i córka.
– Jak wyszedłem, to leżały trzy osoby na jezdni, na samym końcu dziecko około 3- albo 4-letnie, które strasznie płakało – mówi "Faktowi" pan Marek, który był świadkiem tragicznych wydarzeń przy ulicy Woronicza w Warszawie. Mężczyzna widział również, jak zachowywał się kierowca, który wjechał w przystanek autobusowy.