Frekwencja w minionych wyborach parlamentarnych była najwyższa od 30 lat. Ale mogłaby być jeszcze większa. Jednym ze sposobów na zachęcenie "leniwych" wyborców może być głosowanie przez internet. Choć propozycje pojawiają się od lat, nie zanosi się na to, by pomysł w Polsce zrealizowano. Dlaczego?
- Nie jestem zwolennikiem głosowania przez internet. To jest technologia bardzo podatna na nadużycia, zarówno na ataki z zewnątrz, jak i manipulacje wewnątrz - mówi w rozmowie z WP Tech prof. Dariusz Jemielniak, ekspert w dziedzinie zarządzania w społeczeństwie sieciowym z Akademii Leona Koźmińskiego.
Problemów jest więcej
Jemielniak dodaje, że głosowanie w lokalu gwarantuje większy poziom bezpieczeństwa. Mamy przezroczyste urny, są mężowie zaufania, weryfikuje nas komisja wyborcza. Przy głosowaniu elektronicznym nie mamy pewności, gdzie "poleci" nasz głos lub jak zostanie zweryfikowany. Istnieje duże pole także dla zwykłych błędów, jak w każdym informatycznym systemie.
Problemem byłoby też zachowanie jednoczesnej anonimowości i wiarygodności głosującego. Stworzenie przejrzystego systemu gwarantującego oba te warunki wymagałoby zapewne sporych nakładów.
W dobie fałszywych informacji, manipulacji czy zakładania farm trolli, dla wielu mocarstw głosowanie przez internet byłoby wyjątkowo radosną informacją.
- Są państwa, które chcą wpływać na wybory w innych krajach. Poświęcają na to miliony, żeby móc łamać zabezpieczenia. Założenie, że Polska będzie w stanie w 100 proc. się zabezpieczyć, jest dość optymistyczne - mówi prof. Jemielniak.
W 2017 roku potwierdzono, że Rosjanie włamywali się do systemów wyborczych w 21 stanach. Wprawdzie nie było dowodów na to, by Rosja zmieniła choć jeden głos, to jednak sama próba ingerowania w wybory w Stanach Zjednoczonych była dużym sygnałem ostrzegawczym.
Estonia wzorem e-państwa. To wcale nie ideał
"Ale w Estonii e-wybory się odbywają" - mówią zwolennicy głosowania przez internet. Jednak ten kraj jest specyficzny. Zwracał na to niedawno uwagę Maciej Kawecki, były koordynator reformy ochrony danych w Ministerstwie Cyfryzacji, a obecnie dziekan w Wyższej Szkole Bankowej w Warszawie.
- Od 1996 r. dzieci w Estonii uczą się w szkołach programowania - pisał Kawecki. W Estonii na długo przed Facebookiem czy YouTubem mieszkańcy otrzymali konstytucyjne prawo podstawowe wolnego dostępu do internetu - którego w Polsce nie ma, mimo dyskusji podjętych w 2018 roku.
Co jednak najważniejsze, Estonia to kraj niewielki. Mieszka w nim półtora miliona ludzi, czyli mniej niż w Warszawie. Stworzenie systemu było więc dużo łatwiejszym zadaniem. A i tak początki e-głosowania w Estonii były trudne. Dopiero po 15 latach głos przez internet oddała prawie połowa obywateli. A mówimy o państwie, w którym e-dowody są od dawna.
Chociaż Estonia dla wielu jest wzorem e-państwa, to jest też przykładem na to, z czym trzeba się zmagać. W 2007 kraj został zaatakowany przez hakerów, na skutek czego zablokowane były strony rządowe, bankowe, urzędowe. Z kolei w 2017 roku doszło do skandalu z e-dowodami - korzystanie z nich było niemożliwe. A teraz wyobraźmy sobie, że coś takiego dzieje się w dniu wyborów.
Ekspert: niezawodnych systemów brakuje
Prób wprowadzenia e-głosowania było znacznie więcej - rozwiązanie testowano m.in. w Stanach Zjednoczonych czy europejskich państwach, jak Irlandii. Skutek zawsze był ten sam. Kiedy w Polsce, na zlecenie Sejmu, powstało opracowanie dotyczące e-votingu, jego autor Mirosław Kutyłowski analizę podsumował krótko: "Brak przykładów niezawodnych systemów na świecie".
Teoretycznie fakt, że coś nie działa tu i teraz, nie powinien powstrzymywać nas przed rozwojem. Pojawiają się głosy, że skoro coraz więcej spraw załatwiamy przez internet - w tym te związane z pieniędzmi - to i e-wybory powinny być możliwe. Internetowa bankowość jest dziś bezpieczna, więc głosowanie również musi dać się ochronić.
Z tym porównaniem nie zgadza się jednak prof. Jemielniak. Chociaż codziennie robimy przelewy i inne finansowe transakcje, to i tak narażeni jesteśmy na włamania, ataki hakerskie czy działania cybeprzestępców. A w przypadku wyborów stawka jest dużo większa.
- Nawet jeśli w systemie bankowym zdarzy się wielka wtopa, to mimo wszystko nie jest to nic wielkiego. Nikt na tym nie ucierpi. W przypadku wyborów skala błędu jest inna. Rządy decydują o wojnach. Nie jestem pewny, czy byłbym skłonny poświęcić przyszłość kraju dla wygody głosowania przez sieć - mówi.
E-wybory? Nie. Ale wybory mogą być nowocześniejsze
Chociaż zapowiedź e-wyborów była jedną z obietnic Koalicji Obywatelskiej, nie zanosi się na to, by politycy chcieli wprowadzić głosowanie przez sieć. - Wiem, jak dużo jest zagrożeń, jak musimy się zabezpieczać, a przecież nie przeprowadzamy wyborów w ten sposób - mówiła na antenie radia RMF FM szefowa Krajowego Biura Wyborczego, Magdalena Pietrzak.
- Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania - przyznał w rozmowie z Money.pl minister cyfryzacji Marek Zagórski. Dodał, że e-głosowanie nie wpłynęłoby na frekwencję (czego Estonia była przykładem), byłyby też wątpliwości związane z bezpieczeństwem. Zwrócił również uwagę na to, że sam "akt głosowania", poświęcenie czasu i wysiłku, ma w wyborach znaczenie. Kliknięcie myszką przy nazwisku kandydata odebrałoby szansę na zastanowienie się czy chwilę refleksji.
Czy w takim razie głosowanie w najbliższych latach się nie zmieni? Niekoniecznie. Prof. Dariusz Jemielniak uważa, że pomysłem do rozpatrzenia jest wprowadzenie w lokalach wyborczych głosowania elektronicznego. Dalej wrzucalibyśmy kartę z głosem do urny, ale wciskalibyśmy także guzik symbolizujący partię lub kandydata. W ten sposób zachowalibyśmy poziom zaufania, a przy tym zyskalibyśmy na czasie - wyniki głosowania byłyby znacznie szybciej.
- Do rozważenia jest głosowanie elektroniczne dla osób z ograniczoną mobilnością lub zagranicą, bo to mniej łakomy kąsek dla osób chcących manipulować - dodaje Jemielniak.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.