Paul Millachip tradycyjnie rozpoczynał dzień od porannego pływania. Niestety zdrowy nawyk doprowadził go do tragedii. Gdy Brytyjczyk zażywał kąpieli u wybrzeży Australii Zachodniej, nagle został zaatakowany przez 4-metrowego żarłacza białego.
Rekin wciągnął 57-latka błyskawicznie pod wodę - relacjonują świadkowie. "Przez chwilę widziałem go jeszcze na powierzchni, a potem zniknął i więcej już się nie pojawił" - mówi jeden z nich.
Zginął na oczach rodziny
"Rekin był bardzo duży i wyglądał jak żarłacz biały. Po ataku widzieliśmy, jak wyskakuje z wody. Był naprawdę duży" - dodaje inny.
Rodzina Millachip często korzystała z popularnej plaży Port Beach. Podczas ataku była na niej nie tylko żona, ale też dwoje dorosłych dzieci pary. Gdy zauważono, co się dzieje, grupa nastoletnich chłopców rzuciła się do morza, aby ostrzec innych w wodzie o niebezpieczeństwie.
Zwierzę pojawiło się nagle i zaatakowało "znikąd", według żony Brytyjczyka. "Spoczywaj w pokoju, Paul" - powiedziała, powstrzymując łzy podczas rozmowy z mediami. "Zmarł robiąc to, co lubił robić najbardziej, czyli ćwicząc" - dodała.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.