Rutynowe kontrole bagażu na lotniskach wymagają od pracowników nie lada czujności. Przekonali się o tym w połowie grudnia celnicy skanujący torby podróżnych na lotnisku w Tampie w stanie Floryda.
Walizka jednej z pasażerek obok laptopa, butów i innych drobiazgów skrywała coś jeszcze. W bagażu podręcznym, ukryty był boa dusiciel, którego długość, jak podają w oświadczeniu pracownicy Administracji Bezpieczeństwa Transportu, wyniosła 4 stopy czyli ponad metr.
Czytaj także: Znalazła to w domu. Kobieta z Poznania szuka pomocy
Pracownicy lotniska do sprawy podeszli z humorem, i na oficjalnym profilu agencji pisali: "Nasi funkcjonariusze z lotniska w Tampie nie uznali tego za hissssssteryczne!" Podkreślili także, że zwierzęta w trakcie kontroli nie powinny być prześwietlane promieniami rentgenowskimi.
Węża porównywali we wpisach do spaghetti, podkreślili też, że podczas ich kontroli bagażu 'nie prześlizgnie się" nawet niezabezpieczona lina.
Linie lotnicze nie pozwalają na żadne liny w torbach podręcznych i tylko kilka pozwala im prześlizgnąć się w sprawdzonych torbach, jeśli są prawidłowo zapakowane – żartowali przedstawiciele TSA.
A na koniec dodali, że naprawdę nie mają żadnego dodatku za wykrycie jakiegokolwiek zwierzaka przechodzącego przez aparat rentgenowski.
Właścicielka "pupila" tłumaczyła pracownikom linii lotniczej, że wąż jest dla niej emocjonalnym wsparciem, jednak mimo to nie udało jej się wejść na pokład ze swoim zwierzęciem.
To nie pierwsza próba przemycania zwierząt na amerykańskich lotniskach. Przy okazji weża, TSA przypomniało, że przewóz zwierząt jest legalny, o ile pozwalają na to linie lotnicze, ponadto zwierzę musi być zapakowany do specjalnego transportera.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.