To miała być dla niektórych wycieczka życia. Część pasażerów zbierała na nią latami. Niestety, po kilku dniach sielanki, luksusowy (i drogi) rejs po Karaibach trzeba było przerwać.
Jego organizatorem było biuro podróży TUI. Pasażerowie weszli na pokład statku "Marella Discovery 2" 24 stycznia w porcie Montego Bay na Jamajce. W planach był dwutygodniowy rejs.
Czytaj też: Oceniła Roxie Węgiel. Padły mocne słowa
Statek miał zatrzymać się na Kajmanach, Kubie, Meksyku i Jamajce. Następnie miał popłynąć do Kolumbii, Panamy i Kostaryki. Średnio pary na pokładzie płaciły od 6 do 9 tys. funtów (od 32 tys. zł do 48 tys. zł) za całą podróż.
Koniec podróży po trzech przystankach
Po zaledwie trzech przystankach obsługa wsunęła karteczki do kajut. Poinformowała w ten sposób, że wystąpiły "problemy techniczne" związane z kateringiem na pokładzie. Z tego powodu, zmuszeni są do poproszenia pasażerów o opuszczenie statku.
Dla części pasażerów nie był to pierwszy rejs. Jedyny jednak taki, który nie dobiegł końca zgodnie z planem.
Nie mogę uwierzyć, jak do tego doszło - mówił jeden z nich "Daily Mail".
Statek zawrócił na Jamajkę. Stamtąd szkoccy turyści wrócili samolotem z powrotem do Manchesteru, a następnie zostali przetransportowani autobusem do Glasgow.
Biuro zaoferowało im zwrot w postaci 300 funtów [1600 zł - red.]na usługi TUI. Rozczarowani uczestnicy rejsu pozwali biuro na milion funtów, czyli ponad. 5 mln zł.
Karolina Sobocińska, dziennikarka o2.pl