Zawyżone ceny czy awantury z usługodawcami to tylko niektóre z "przyjemności" jakie mieli okazję doświadczyć warszawiacy, którzy wybrali się na ferie na Podhale.
Poryczałam się. Nie mogłam dojść do siebie i chciałam wracać do domu tego samego dnia - pisze pani Daria w liście opublikowanym na kobieta.onet.pl.
Warszawiacy właściwie od zawsze uwielbiają Zakopane jako kierunek na ferie. A Górale, jak wiadomo, kochają dutki, więc także uwielbiają warszawiaków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednak z biegiem lat coraz mniej mieszkańców stolicy wybiera stolicę Podhala na ferie. Powodów jest wiele i drożyzna jest tylko jednym z nich.
Góralski charakter daje o sobie znać
Górale przyzwyczaili się już, że w czasie ferii turyści dopisują. Co za tym idzie - w wielu miejscach jest tłoczno i trzeba swoje odstać w kolejkach. Gospodarze nierzadko są opryskliwi, a restauratorzy naburmuszeni.
Historia pani Darii jest tego idealnym odzwierciedleniem. Warszawianka razem z mężem i 9-letnim synem znajdowali się w okolicach Wielkiej Krokwi, gdzie postanowili złożyć zamówienie na kręconego ziemniaka. Przez przypadek jej mąż wyrzucił wówczas papierek do czegoś, co wydawało się koszem na śmieci.
(...) jak się okazało, nie był koszem, lecz jakąś ich starą nieużywaną maszyną do frytek. Naskoczyli na nas, że to nie kubeł, więc mąż przeprosił i wyjął ten papierek (jakiś paragon). Od razu wypaliłam "bardzo przepraszamy, to naprawdę wyglądało jak kosz" (była tam już kupa śmieci, więc chyba każdy tak myśli i wrzuca). W odpowiedzi usłyszałam "chyba u was w Warszawce tak to wygląda" - opisywała pani Daria.
Dodała też, że niedługo później pojawił się mąż sprzedawczyni, który już nie przebierał w słowach. Wyzywał ich, a tego wszystkiego musiał słuchać 9-letni syn pary.
Góralska piramida wartości: gościnność najniżej, ceny najwyżej
To jednak nie koniec rozczarowań podczas ferii w stolicy Podhala. Kolejnym są wygórowane ceny, które mają być podnoszone specjalnie przed przyjazdem turystów z Warszawy. I to było nawet widać.
Na każdym kroku robią klientów w balona. Inne ceny widnieją na stronach internetowych, inne w lokalu. Ceny były zaklejone kartkami, bo przecież Warszawa przyjechała, to można podnieść przecież na ten czas, a potem się odklei - relacjonowała rozgoryczona turystka.