Jarosław Osowski na łamach "Gazety Wyborczej" opisał Warmię i Mazury z perspektywy warszawiaka. "Mazury to mój ulubiony zakątek Polski, gdzie wracam od najmłodszych lat i ciągle odkrywam jakieś zmiany. W większości na plus, i to duży - czytamy na wstępie.
Jak wspomina, pierwszym miejscem, które na długo zapadło w jego pamięci była miejscowość Zgon, która leży nad Jeziorem Mokrym. - Dowiedziałem się, że nie panuje tu np. morowe powietrze, które powoduje zgony, istniał za to wodopój, do którego zganiano bydło - wyznał.
Po kilku latach wrócił do tej miejscowości z żoną i dziećmi na klasyczny spływ Krutynią. "Krutynia uchodzi do jeziora Bełdany i tu musi wypłynąć wątek żeglarski, czyli to, co do Mazur przywiązuje najmocniej i największym sentymentem. Najpierw na optymistach, a potem na maczkach czy omegach i wreszcie w ostatnich latach na bogato wyposażonych jachtach kabinowych pokonałem długie mazurskie szlaki. Liczne jeziora ze Śniardwami na czele, kanały i śluzy" - pisze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ależ się to zmienia! Zarówno sprzęt żeglarski, dostęp do niego i mariny... M.in. w Sztynorcie powstał ogromny, doskonale wyposażony port, do którego na wieczór spływają setki załóg - zachwyca się Jarosław Osowski.
"Zupełnie jak na Marszałkowskiej utknęliśmy w korku na Kanale Giżyckim"
W ostatnich latach dość często wraz rodziną i grupą znajomych wracał na Wielkie Jeziora Mazurskie.
"W kilka jachtów pływało się po Nidzkim, Mamrach czy Dobskim. Kotwiczyliśmy na środku jeziora na wspólną kąpiel i gotowanie posiłków. Zwiedziliśmy bunkry w Mamerkach i dalekie Węgorzewo. Zupełnie jak na Marszałkowskiej utknęliśmy w korku na Kanale Giżyckim - informuje.
Podkreśla, że był to naprawdę wspaniały czas, ale też zderzenie z hałasem i dużą falą, które powodują wielkie, coraz bardziej wypasione motorówki. "Kiedyś tego na Mazurach nie było, a przynajmniej nie w takim natężeniu jak teraz - podkreśla.
Dojazd na Warmię i Mazury nadal kuleje
Jak wyznaje problemem nadal jest dojazd ze stolicy i powrót do domu, ponieważ towarzyszom temu korki. "Co prawda systematycznie wydłuża się ekspresowa trasa Via Baltica, ale po drodze wciąż mnóstwo wąskich gardeł" - pisze na łamach "Gazety Wyborczej"
Z mieszanymi odczuciami obserwuję dyskusję o trasie ekspresowej S16, która ma przecinać Mazury. Z jednej strony taka droga wydaje mi się konieczna, by sznury ciężarówek przestały ciągnąć tranzytem, np. przez środek Rucianego-Nidy. Z drugiej strony, mam jednak obawy, że przeskalowana inwestycja za bardzo ingerowałaby w przyrodę - dodaje.
Może zamiast dwóch bezkolizyjnych jezdni wystarczyłaby jedna z naprzemiennym układem pasów ruchu dwa plus jeden? - sugeruje i zaznacza, że takie rozwiązanie można spotkać w odludnych rejonach Szwecji.
"Takich atrakcji w stolicy nie mamy"
W swoim tekście wyznał również, że marzy mu się "kiedyś wsiąść w Warszawie do bezpośredniego pociągu i dojechać na miejsce po trzech godzinach".
"Szansa na takie połączenie kolejowe stolicy ze Szczytnem właśnie się nadarza. Przed wakacjami pociągi po ponad 20 latach wróciły na odbudowany odcinek torów z Ostrołęki do Chorzel (60 km). Dalej kolejarze remontują już szlak do Wielbarku" - informuje.