Ponad 260 km do przejścia w zaledwie sześć dni. Właśnie takiego wyzwania postanowił podjąć się pan Adam, który mimo przyczepu nerki w połowie sierpnia wyruszył w pieszą wędrówkę z Gdyni do Kołobrzegu. Jak sam wspomina, swój marsz wzdłuż wybrzeża Bałtyku przygotował od dłuższego czasu.
Podzielił on trasę na sześć mniej więcej równych odcinków, w trakcie których przemierzał około 40 kilometrów dziennie. Celem wymagającej podróży pana Adama było nie tylko spełnianie marzeń, ale także promowanie transplantologii, z której sam skorzystał, będąc dawcą nerki dla bliskiej osoby.
Na nogach wygodne buty, na plecach plecak z niezbędnymi rzeczami, (nawiasem mówiąc ok. 10 kg to trochę za dużo, ale dałem radę). Cały dystans podzielony na mniej więcej równe odcinki każdy powyżej 40 kilometrów. Przez 6 kolejnych dni codziennie dystans maratonu, może niecały czas biegiem, ale to i tak wyzwanie — czytamy w poście pana Adama.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przeszedł z Gdyni do Kołobrzegu w zaledwie 6 dni
Wyruszając w podróż, pan Adam chciał udowodnić, że po przeszczepie można nie tylko żyć, ale robić także wielkie rzeczy. Niezwykle wymagająca wędrówka miała pokazać wciąż nieprzekonanym, że bycie dawcą, czy biorcą w żaden sposób nie ogranicza możliwości człowieka, a wręcz przeciwnie może dać dodatkową motywację do korzystania z życia.
Chciałem pokazać, że życie po przeszczepie, bez względu na to czy jest się biorcą, czy dawcą, to nie jest życie na "pół gwizdka". Ja byłem dawcą nerki dla bliskiej mi osoby i bynajmniej nie czuję się słabszy co niniejszym udowadniam. Człowiek może wiele oby tylko chciał. Warto sięgać po nowe życie i dawać jeśli tylko jest potrzeba i taka możliwość — dodaje pan Adam.
Wyzwanie udało mu się zakończyć i jak sam wspomina, "warto było, choćby dla samego fantastycznego uczucia zmęczenia po dobrze wykonanym zadaniu".