W 2020 roku Ashleigh, matka czworga dzieci, a zarazem mieszkanka Bridlington w hrabstwie Yorkshire, zauważyła ból w prawej piersi. Lekarz rodzinny zapewnił ją, że nie ma się czym martwić, ponieważ nie miała w rodzinie historii nowotworów. Jednak z czasem pojawił się mały guzek.
Zaniepokojona, uparła się, by skierowano ją do specjalnej kliniki.
Nie chciałam wyjść z gabinetu, dopóki nie dostałam skierowania - wspomina, cytowana przez "Daily Mail".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Seria badań - mammografia, ultrasonografia i tomografia komputerowa - wykazała, że ma zapalnego raka piersi, rzadką i agresywną odmianę choroby. Nowotwór ten powoduje zaczerwienienie i obrzęk skóry, często nie tworząc wyczuwalnego guza.
Lekarze powiedzieli Ashleigh, że czeka ją intensywna terapia: sześć rund chemioterapii, 15 naświetlań i mastektomia.
Słyszałam, co mówi lekarz, ale nie mogłam tego przyswoić. W głowie miałam tylko myśl, że dopiero co zarezerwowaliśmy rodzinne wakacje - wyznała.
Po miesiącach leczenia, w grudniu 2020 roku, otrzymała pozytywne wieści - choroba ustąpiła. Rok później wyszła za mąż za swojego partnera Simona. Jednak gdzieś w głębi duszy czuła, że to jeszcze nie koniec.
2022 rok przyniósł ogromny cios
W 2022 roku Ashleigh zachorowała na sepsę. Konieczna była operacja usunięcia woreczka żółciowego, który uległ uszkodzeniu. W trakcie zabiegu lekarze odkryli przerzuty raka do wątroby. Nowotwór stał się nieuleczalny, a lekarze przewidzieli, że zostały jej trzy lata życia.
Mimo to miała nadzieję, że pokona statystyki. "Nie uwierzyłam, że umrę za trzy lata. To było niemożliwe" - mówi.
Niestety, w ciągu kolejnych dwóch lat zaczęła mieć migreny i wahania nastroju. Dalsze badania wykazały, że rak rozprzestrzenił się na cienkie błony otaczające mózg i rdzeń kręgowy (tzw. przerzuty oponowe). W takiej sytuacji szanse na przeżycie są minimalne.
Czytaj także: Ludzie robili zdjęcia. Widok w Kołobrzegu zwala z nóg
Powiedzieli, że ma się szykować na śmierć
Lekarze powiedzieli jej, że medycyna nie ma już dla niej ratunku i powinna przygotować się na śmierć.
Dali mi trzy miesiące życia - mówi. - Musiałam wrócić do domu i powiedzieć to moim dzieciom. Pamiętam ich krzyk rozpaczy - dodaje.
Jej pięcioletni syn nie rozumiał sytuacji, ale płakał, mówiąc, że nie chce, aby mama zniknęła. Jej córka zapytała, czy Święty Mikołaj może zabrać jej raka.
Teraz Ashleigh tworzy pamiątki dla swoich dzieci. Pisze listy, przygotowuje kartki urodzinowe i prezenty na ważne okazje, takie jak studniówka czy ślub.
Chciałabym, żeby moje dzieci pamiętały, że zawsze byłam przy nich i że walczyłam do końca - podsumowała.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.