Raport niemieckiego badacza przetoczył się przez świat, wywołując wielkie zamieszanie. Wisendanger twierdził bowiem, że wirus, który od roku pustoszy świat jest wytworem sztucznym, stworzonym w laboratorium. Miał wydostać się stamtąd w wyniku wypadku.
Czy raport, który w czwartek był opisywany we wszystkich europejskich mediach, zmieni nasze postrzeganie zarazy? Niestety... nie. Polski lekarz, wirusolog z Uniwersytetu Warszawskiego, dr hab. Tomasz Dzieciątkowski mówi, że dokument jest pseudonaukowym humbugiem.
Mleko się rozlało
Z punktu widzenia świata nauki, ten artykuł nie ma rangi naukowej, nie udowadnia w żaden sposób, by wirus – jak sugeruje tytuł – wydostał się z laboratorium lub w nim powstał. No ale cóż, mleko się rozlało... - mówi o2 Dzieciątkowski.
Naukowiec z Polski przekonuje, że ów "raport" tak naprawdę nie jest jakimkolwiek badaniem naukowym. Trudno nawet określić go mianem metaanalizy.
To wybrane i zebrane w całość fragmenty powycinanych z doniesień prasowych i agencyjnych spekulacje, okraszone tylko pewną liczbą wybranych publikacji - mówi dalej.
"To nie powinno mieć miejsca"
Dzieciątkowski mówi, że choć autor "raportu" faktycznie jest naukowcem, z tytułem profesora, to z medycyną nie ma wiele wspólnego. Na wstępie zaznacza, że Wisendanger, jest fizykiem. Nie ma nic wspólnego z mikrobiologią, wirusologią czy epidemiologią.
Z punktu widzenia metodologii naukowej coś takiego nie powinno mieć miejsca. Wisendanger dokonał próby metaanalizy – wstecznej analizy krytycznej fragmentarycznych, niepełnych i wybranych według swojego kryterium informacji - mówi polski wirusolog.
I dodaje, że choć opisaną przez Wisendangera możliwość możemy dopuścić – zwłaszcza jako jedną z licznych w dobie pandemii COVID-19 hipotez naukowych - to w świetle raportów i wiedzy przedstawionej przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), należy uznać ją za skrajnie nieprawdopodobną.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.