Kilka dni temu minister obrony Mariusz Błaszczak zapowiedział, że w okolice Warszawy trafią nowe czołgi. Chodzi o 1. Warszawską Brygadę Pancerną w Wesołej (1. WBPanc). Brygada dostanie pozyskane z USA czołgi Abrams. A co ze stacjonującymi w niej Leopardami?
Pytanie to jest całkiem zasadne. "The Wall Street Journal" pisał w ubiegłym tygodniu, że Polska może przekazać pewną liczbę swoich Leopardów na rzecz walczącej Ukrainy. Potrzeby kraju są bardzo duże. Z Rosji dochodzą słuchy o mobilizacji, a w Donbasie toczą się ciężkie walki.
Jak już napisano, minister Błaszczak zapowiedział, że do 1. WBPanc trafią Abramsy. Zwróciliśmy się z pytaniami do Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych (DGRSZ), co stanie się z Leopardami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Brygada odpowiada: Giżycko i Żagań
W odpowiedzi DGRSZ poinformowało, że Leopardy nie ruszą jednak za granicę. Mają trafić do dwóch innych jednostek Wojska Polskiego. Konkretnie - na Mazury i na Dolny Śląsk. Czyli tam, skąd przyjechały do Wesołej po decyzji ówczesnego ministra obrony Antoniego Macierewicza.
Po przyjęciu przez bataliony czołgów z 1. WBPanc w Wesołej czołgów ABRAMS, czołgi Leopard 2A5/2PL trafią docelowo do 34. Brygady Kawalerii Pancernej w Żaganiu. Czołgi z jednego batalionu wcześniej przez kilka lat będą eksploatowane w 15. Brygadzie Zmechanizowanej (Orzysz), natomiast z drugiego batalionu trafią bezpośrednio do 34. Brygady Kawalerii Pancernej - brzmi odpowiedź DGRSZ.
Przez kilka lat pobytu Leopardów w Wesołej stworzono dla nich infrastrukturę, np. garaże. Wojsko przekonuje, że będą one przydatne do użytkowania także przez Abramsy. Oprócz tego w Wesołej powstaje także wielostanowiskowa hala remontowa do realizacji obsług i napraw. To istotne ponieważ logistyka i właściwy serwis to klucz do sprawności maszyn.
Całe zaplecze serwisowo-logistyczne Leopardów istniejące w Wesołej będzie wykorzystywane do końca czasu ich eksploatacji w 1. WBPanc. Następnie jednostki, które otrzymają czołgi Leopard 2, dostaną także niezbędne środki materiałowo-techniczne. Tak utrzymuje DGRSZ.
Powinno to zamknąć dyskusję, ale tak nie jest. W poniedziałek prezydencki minister Jakub Kumoch powiedział, że Polska może jednak przekazać Ukrainie Leopardy. A konkretnie 10 sztuk, aby "dać przykład" innym krajom europejskim. Z której jednostki i w jakiej wersji (najstarsze maszyny typu 2A4, nowsze 2A5 czy też zmodernizowane Leopardy 2PL) - tego Kumoch nie wyjaśnił. Obecnie Leopardy użytkowane są tylko w dwóch brygadach Wojska Polskiego: 1. z Wesołej i 10. ze Świętoszowa. Według nieoficjalnych informacji ok. 80 Leopardów świętoszowskich Leo 2A4 jest obecnie w modernizacji w zakładach Bumar-Łabędy.
Zdolności, części, amunicja
Rodzi się jednak inne pytanie - o zdolności obronne Polski. Czy przekazanie takiej liczby czołgów "liniowych" (nie, jak było w przypadku T-72, z rezerwy sprzętowej) nie uczyniłoby wyłomu w naszym systemie obrony kraju? Zapytaliśmy o to byłego Szefa Sztabu Generalnego gen. rez. Mieczysława Gocuła. Ten wskazuje trzy aspekty tego zagadnienia.
Pierwszy jest prawny. Przy zakupach sprzętu specjalnego, wojskowego, wymagany jest certyfikat end-user, końcowego użytkownika. I zapewne przy zakupie czołgów z Niemiec wystawiliśmy im taki certyfikat. Dlatego wymagałoby to zwrócenia się z prośbą do strony niemieckiej, aby wyraziła zgodę na "przeniesienie certyfikatu" na Siły Zbrojne Ukrainy. Drugi aspekt to aspekt praktyczny: nie produkujemy amunicji ani części zamiennych do Leopardów, które byłyby potrzebne Ukraińcom. Nie wiem czy zakłady w Poznaniu posiadły zdolność przeglądów maszyn do poziomu szóstego – OF-6, więc tu również współpraca z Niemcami byłaby niezbędna. Wreszcie jest jeszcze aspekt szkoleniowy, ale z tym bylibyśmy sobie w stanie poradzić, ponieważ zdolności szkoleniowe posiadamy - mówi gen. Gocuł.
Generał dodaje, że decyzja o przekazaniu Leopardów byłaby słuszna z punktu widzenia interesów bezpieczeństwa państwa pod jednym warunkiem. Takim, że NATO zwiększy swoją obecność wojskową na flance wschodniej, także u nas. Ale nie w rozumieniu szkoleniowym lub treningowym, bo nie tego potrzebujemy, ale w zakresie bojowego ekwiwalentu tego, co przekazalibyśmy Ukrainie. Czyli wojsk, sprzętu, części i amunicji, które byłyby w stanie wypełnić lukę po zdolności bojowej, której pozbyliśmy się, przekazując Ukrainie nasz sprzęt. Inaczej powstałaby po prostu luka w systemie obronnym państwa, którą trzeba byłoby szybko wypełnić.
Uruchomić plan mobilizacji gospodarki
Nie zapełnią jej przecież z marszu czołgi K2 czy Abrams, bo ich załogi dopiero się szkolą i wymagają sprzęgnięcia z systemem obronnym. W obecnych warunkach nie przekazywałbym czołgów Ukrainie bez zapewnienia ekwiwalentu NATO-wskiego na naszym terenie. I nie mówię tu tylko o misjach treningowych czy szkoleniowych. Także dlatego, że nasze systemy logistyczne są niewydolne - mówi dalej oficer.
Mamy, jak przypomina, resztki czołgów T-72, mamy kilka PT-91 i Leopardy. Do tego pojawiły się Abramsy i K2. Nasza logistyka nie jest obecnie w stanie nad tym zapanować, mamy kilka typów maszyn, z czego dwa w bardzo niewielkiej liczbie, bez zgranych i wyszkolonych załóg oraz rezerw osobowych, bez zdolności serwisowych i naprawczych, z nowym systemem logistycznym.
Jakie państwo będzie w stanie to udźwignąć? - pyta były szef sztabu.
W jego ocenie należało już dawno uruchomić selektywnie plan mobilizacji gospodarki. Gen. Gocuł stawia pytanie o to, gdzie są plany mobilizacji np. Huty Stalowa Wola, która produkuje Kraby? Drugie pytanie brzmi: czy zwiększona została produkcja przedsiębiorstw, które działają na rzecz wojska (żeby były w stanie uzupełnić zapasy tego, co oddajemy w ramach pakietów pomocowych lub sami wykorzystujemy do szkoleń)?
Gocuł zna NATO-wskie normy i wytyczne dotyczące systemu obronności i obawia się, że członkowie sejmowej i senackiej komisji Obrony Narodowej nie mają dostatecznej wiedzy na temat zapasów środków bojowych i materiałowych dla naszych Sił Zbrojnych. A te należało sukcesywnie podnosić od wybuchu wojny lub uzyskania wiarygodnych informacji od Amerykanów o jej wybuchu.
A wojna w Ukrainie trwa. Na początku stycznia zaczął się jej 11 miesiąc i końca nie widać. Z Rosji dochodzą zaś sygnały o większej niż zakładano mobilizacji. A to może oznaczać, że wiosna będzie na ukraińskim froncie bardziej krwawa, niż miniony rok.
W 2008 r. mieliśmy wojnę peryferyjną w Gruzji. Dziś na Ukrainie toczy się wojna imperialna. Jeśli Putin będzie w stanie przekonać społeczeństwo swojego kraju do dalszej wojny, wojny obronnej - ojczyźnianej, jeśli zmobilizuje do pół miliona żołnierzy, to na wiosnę będziemy mieli kolejną odsłonę tej wojny. I Ukraina stanie się ofiarą, a cały świat świadkiem takich działań, przy których syryjskie Aleppo będzie się wydawało rajem na ziemi - konkluduje gen. Gocuł.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.