Zaczęło się od wielkiej zagadki. Ratownicy otrzymali zgłoszenie o turyście z odmrożonymi pośladkami. Myśleli, że to nic poważnego, bo widzieli już wiele odmrożonych części ciała, ale na miejscu okazało się, że jest zupełnie inaczej. Rany były na tyle poważne, że po opatrzeniu mężczyzny w terenie, przewieziono go do szpitala. Przyczyny tajemniczego odmrożenia nie udało się jednak wyjaśnić.
Później było już tylko gorzej. Kolejnym w zeszłym tygodniu szokującym telefonem było zgłoszenie od mężczyzny, który samotnie wybrał się na Zawrat. Wezwał pomoc, bo utknął, jak podawał, na stromym i twardym śniegu. Ratownik dyżurny zaproponował, by ten nogą wykopał sobie stopień, ale mężczyzna stwierdził, ze śnieg jest zbyt... sypki. Dodatkowo mężczyzna utrzymywał, że nie jest w stanie ruszyć się z miejsca. Ratownicy ruszyli więc na pomoc.
Na miejscu okazało się, że mężczyzna nie tylko nie ma raków, ale w dłoni zamiast czekana dzierży... siekierę. Została turyście oddana dopiero następnego dnia, kiedy opuszczał schronisko - informuje RMF 24.
Najdziwniejsze ze zgłoszeń dopiero miało nadejść. Choć w tym przypadku sprawę udało się załatwić bez wysyłania ratowników w teren, to i tak powód telefonicznego zgłoszenia jest bardzo osobliwy. Otóż, do TOPR zadzwoniła narciarka z Kasprowego Wierchu, prosząc o wysłanie "toprowca", by ten zapiął jej narty.
Kobieta, zjeżdżając z mężem, przewróciła się. Na szczęście nic jej się nie stało, ale wypięły jej się narty. Nie potrafiła ich jednak zapiąć na stromym stoku, więc chciała, by to ratownik zjechał do niej i przypiął narty do butów. Narciarkę udało się przekonać, że łatwiej będzie, jak zejdzie na bardziej płaski fragment trasy i tak spróbuje zapiąć narty - dodaje RMF 24.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.