O wielkim pechu mogą mówić turyści z Zakopanego. 8 czerwca zobaczyli spadającego z Koziej Przełęczy mężczyznę. Zmartwieni niezwłocznie podbiegli mu pomóc. Nie spodziewali się, że gest dobroci zostanie przez poszkodowanego wykorzystany w najgorszy możliwy sposób.
Mężczyzna w wyniku upadku poobijał się i cały przemókł. Udzielający mu pomocy turyści zabezpieczyli go do czasu przybycia Ratowników TOPR. Aby poszkodowanemu nie było zimno, pożyczyli mu dwie ciepłe kurtki warte ok. 1500 złotych. Ponadto opatrzyli mu rany. Po pewnym czasie na miejsce przybyła pomoc i pechowiec został uratowany.
Niestety, pomagając mężczyźnie, turyści stracili nie tylko czas. Po interwencji medyków okazało się, że poszkodowany zniknął wraz z pożyczonymi kurtkami. Właściciel ubrań nie wierzy w zabranie ich przez przypadek, gdyż podejrzany nie odbiera od niego telefonu. Sprawa została zgłoszona na policję. Kradzież skomentował dla "Faktu" Roman Wieczorek z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem, który wierzy, że był to pojedynczy przypadek.
Z podobnymi sytuacjami spotykamy się w codziennym życiu. Różne osoby wystawiają nasze dobre intencje na próbę w mniej lub bardziej ważnych życiowo chwilach. Ale niezwykle rzadko dzieje się tak w Tatrach - powiedział "Faktowi" Wieczorek.