Poszkodowana kobieta, w którą wjechał narciarz zgłosiła już sprawę na policję. Do wypadku doszło przed świętami, 21 grudnia.
Bardzo proszę o pomoc, może ktoś widział ten wypadek. Stacja Remiaszów około 13:20, 21.12.2024, byłam w różowym kasku i fioletowej kurtce - apeluje kobieta.
"W sobotę przed świętami narciarz około 45 lat, wjechał we mnie z zabójczą prędkością na Kotelnicy Białczańskiej. Ja stałam, on jechał na krechę. Niestety mam złamaną kość ramienną i łokciową z przemieszczeniem łącznie w trzech miejscach, mocno poobijane żebra i nogę" - relacjonuje kobieta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Turystka podkreśla, że dzięki lekarzom ze szpitala w Nowym Targu kobieta uniknęła operacji. "Teraz 6 tygodni gipsu i rehabilitacja" - opisuje.
Okazuje się jednak, że w na miejsce wypadku nikt nie wezwał policji, a tym samym nikt nie wylegitymował i nie sprawdził trzeźwości sprawcy.
TOPR wezwał pogotowie jednak policji już nie. Nikt nie wylegitymował sprawcy, nie sprawdził trzeźwości, nic. Spisali oświadczenie o wypadku i myślałam, że będą tam dane sprawcy, myliłam się. Wszystko działo się w płaczu, bólu i emocjach - relacjonuje kobieta.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.