Wrocławskie pogotowie ratunkowe ruszyło w piątek na pilną interwencję. U jednego z mieszkańców osiedla przy ul. Jabłecznej doszło do zatrzymania krążenia. W związku z tym, że zajęte były wszystkie karetki, wysłano do niego śmigłowiec LPR.
Czytaj także: Akcja ratunkowa na Helu. Nie żyje płetwonurek
Śmigłowiec LPR krążył nad osiedlem. Nie mógł wylądować ze względu na gęstą zabudowę
Helikopter przez dłuższy czas krążył nad osiedlem. Jak twierdzi rzeczniczka Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, lądowanie nie było możliwe. Powodem miała być gęsta zabudowa.
Zdecydowano, że helikopter wyląduje na pobliskim lądowisku przyszpitalnym na ul. Borowskiej. Stamtąd lekarz i ratownik zostali przewiezieni na miejsce zdarzenia wozem strażackim. Niestety, pomimo podjętej reanimacji, pacjentowi nie udało się pomóc.
Wrocław. Zabrakło dla niego karetki. Mężczyzna zmarł pomimo reanimacji
Problemem miał być brak wolnej karetki pogotowia. Dlatego właśnie zdecydowano o wysłaniu helikoptera ratunkowego. Do sprawy odniósł się rzecznik Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego Michał Nowakowski
W sytuacji, w której zespoły ratownictwa medycznego prowadzą interwencję, udzielają pomocy medycznej w miejscu zdarzenia, transportują pacjentów do szpitali i oczekują na SOR-ach, dyspozytorzy pogotowia, ze względu na czas, wysyłają do oczekujących pacjentów inne dostępne jednostki, które współdziałają w systemie ratownictwa medycznego – w tym LPR i straż pożarną – wyjaśnił w rozmowie z Radiem Wrocław.
W ciągu minionej doby wrocławskie pogotowie realizowało ponad 500 interwencji. Na numer alarmowy dzwoniło ponad 1000 osób. Zdaniem rzecznika, przyczyną takiego obłożenia służb ma być także pandemia koronawirusa.
Pogotowie ratunkowe dokładnie wyjaśnia okoliczności zdarzenia – podkreślił Nowakowski.
Obejrzyj także: Dziwnów. Auto z czterema osobami wpadło do zalewu
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.