Mimo upływu kilkunastu dni, wciąż bardzo żywo komentowane jest zdarzenie, do jakiego doszło w piątek 3 maja na szlaku prowadzącym do Morskiego Oka. Wówczas do sieci trafiło nagranie, z którego wynika, że jeden z koni ciągnących zaprzęg wiozący ludzi upadł. Ekolodzy są przekonani, że był wycieńczony do granic możliwości.
Choć według zapewnień weterynarza i fiakrów zwierzę czuje się dobrze i po prostu się poślizgnęło, to dyskusja na temat stanu koni na tym popularnym szlaku rozgorzała na nowo. I tak jest od lat, bo problem przewozu ludzi na tej trasie nowy nie jest.
Sprawa poruszyła wiele środowisk, głos w sprawie zabrała m.in. minister klimatu i środowiska, Paulina Hennig-Kloska. Jej słowa na Podhalu z pewnością się nie spodobały.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od wypowiedzi na temat koni na trasie do Morskiego Oka nie stronili także przedstawiciele tatrzańskiego samorządu, którzy przyznają jasno: zdrowie koni jest ważne, ale nie ma żadnych pomysłów rezygnacji z tej formy transportu turystów.
Konie w Morskim Oku to świetny biznes. I to dla wielu stron
Jak wynika z informacji uzyskanych przez "Onet", transport turystów to bardzo dochodowy biznes, który daje zarobić nie tylko fiakrom. Na likwidacji przewozów spore pieniądze straciłoby wiele innych, powiązanych z tym działaniem podmiotów oraz osób. Taka jest brutalna prawda.
Transport turystów do Morskiego Oka aktualnie jest prowadzony przez ok. 300 koni należących do 60 rodzin, posiadających specjalną licencję. Każdy z fiakrów jest zobowiązany do zapłaty Tatrzańskiemu Parkowi Narodowemu specjalnej opłaty - jej wysokość to 1750 złotych miesięcznie.
To przekłada się wpływy w wysokości ok. 1 miliona złotych rocznie, choć park podaje kwotę nieco niższą. To ze względu na odliczenie kwoty 212 tysięcy złotych - taka suma trafia na konto Starostwa Powiatowego ze względu na użytkowanie pasa drogowego.
Mieszkańcy Zakopanego w rozmowie z "Onetem" przyznają, że nie widzą większych szans na zmiany na szlaku do Morskiego Oka. To bowiem intratny biznes, na którym zarabia wiele stron:
I tak naprawdę to tu jest sedno całej sprawy. Praca koni w tym miejscu to bardzo dochodowy interes, który daje zarobić wszystkim. Nikt nie zdecyduje się zabić kury, która znosi złote jaja. Temat jeszcze chwilę będzie głośny, politycy, samorządowcy i "parkowcy" podyskutują o nim, a na końcu tak jak zawsze nic z tego nie wyniknie. Za kilka tygodni wszyscy o sprawie zapomną. Aż do następnego wypadku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.