W ubiegłą sobotę w pensjonacie Opozdów w Busku-Zdroju rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Ojciec Joanny Opozdy zabarykadował się w mieszkaniu i wystrzelił z broni w kierunku żony, jednej z córek i zięcia, którzy - jak twierdzą - przyjechali do mieszkania, by odebrać dobytek Małgorzaty Opozdy.
Choć było o krok od tragedii, nikomu nic się nie stało. Od tamtej pory każda ze stron konfliktu przedstawia w mediach swoją wersję wydarzeń, zamieszczając w sieci nagrania z wydarzenia, publikując oświadczenia i rozmawiając z tabloidami.
Dariusz Opozda w rozmowie z "Faktem" zapewniał, że użył broni wyłącznie w obronie własnej, by odstraszyć rodzinę, przekonany o jej niecnych zamiarach. Zdaniem teścia Królikowskiego, rodzina przyjechała, by go zabić. Tak przynajmniej twierdził kilka dni temu w rozmowie z tabloidem.
Teraz ojciec aktorki zdobył się na kolejne wyznanie. Jak twierdzi, rodzina nie tylko czyhała na jego życie, ale i zgromadzone w mieszkaniu kosztowności. Na dowód pokazał przed kamerą "Faktu" plik banknotów i kuferek ze złotem.
– Złoto to oszczędności mojego życia i osobisty majątek. Po moim powrocie z Afryki ta biżuteria zginęła. Początkowo żona zaprzeczała, że ją ma. Potem zwróciła – razem ze 120 tys. dolarów – mówił Opozda, pokazując pieniądze i skrzynkę ze złotem.
Biznesmen nie ma wątpliwości, że gdyby wpuścił do mieszkania zięcia i towarzyszące mu "grube karki", kosztowności zniknęłyby bez śladu. Jak utrzymuje, w mieszkaniu w Busku-Zdroju nie ma żadnych rzeczy jego żony, z którą od 2007 r. ma rozdzielność majątkową.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.