Jan Englert i jego żona Beata Ścibakówna mają jedną córkę - Helenę. Tkwi w niej dusza artystyczna. Gdy tylko uznała, że chce rozpocząć przygodę z aktorstwem, ojciec szybko znalazł dla niej rolę w "Układzie zamkniętym".
Helena uznała, że chce studiować aktorstwo. Wówczas rodzice zafundowali jej studia w nowojorskiej Tisch School of the Arts. To prestiżowa uczelnia, na której kształcili się między innymi Woody Allen, Martin Scorsese oraz Adam Sandler.
Gdy wszystko dobrze się układało, nadeszła pandemia koronawirusa. Helena utknęła w Warszawie, a rok kończyła zdalnie. Następnie postanowiła przenieść się do warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Także i tym razem będzie musiała mierzyć się z nauką zdalną.
Zaplanowaliśmy na razie dwumiesięczny okres zdalny, na te najzimniejsze i najciemniejsze miesiące - poinformował rektor Wojciech Malajkat.
Jak na tę decyzję zareagował Jan Englert? Na to pytanie jego znajomy odpowiedział w rozmowie z tygodnikiem "Na żywo".
Jan uważa, że to stracony czas, ale nic nie może zrobić. W swojej córce widzi potencjał. Był pod wrażeniem jej roli w serialu "Diagnoza". Już wtedy wiedział, że Helena będzie aktorką - podkreślił informator.
Zmartwienia Jana Englerta. Kryzys dotyka Teatr Narodowy
Jan Englert jest dyrektorem Teatru Narodowego, co również przynosi mu obecnie spore zmartwienia. Brakuje bowiem ludzi do pracy - montażysty dekoracji, charakteryzatorek czy garderobianek.
Te braki kadrowe to trudny temat. Krótko mówiąc, nie ma ludzi do pracy. A jeśli już się ktoś znajdzie, to oczekiwania finansowe znacznie przewyższają kompetencje. Ciężko jest kogoś znaleźć. Szczególnie garderobianych, których główną cechą powinna być dyskrecja. Aktorzy chcą pracować z zaufanymi osobami, a dzisiaj to prawie niemożliwe. Wszyscy robią zdjęcia, nagrywają. Trzeba bardzo uważać - dodał informator "Na żywo".
Zaznaczył jednocześnie, że Englert mocno to wszystko przeżywa. Ogromnym wsparciem w trudnych chwilach obdarza go żona Beata Ścibakówna.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.