Naukowcy wskazują, że masywny lodowiec zawiera wystarczającą ilość lodu, aby w razie rozpadu podnieść poziom wód o 65 cm. Ostatnie badania nie napawają optymizmem. Wynika z nich, że długoterminowa stabilność Thwaites jest obecnie zagrożona.
O tym, dlaczego lodowiec stanowi dla nas poważne niebezpieczeństwo, świadczą chociażby jego ogromne rozmiary. Thwaites jest mniej więcej wielkości Wielkiej Brytanii, a woda z jego roztopów odpowiada za 4 proc. wzrostu poziomu mórz na Ziemi.
"Lodowiec zagłady"
Jeśli lodowiec oderwie się od Antarktydy, wówczas dojdzie do zmiany linii brzegowych. Dość wspomnieć, że od 1900 r. poziom mórz na świecie wzrósł o ok. 20 cm, co zmusza społeczności zamieszkujące przybrzeżne miejscowości do opuszczania swoich domów.
Zagrożenia, jakie niesie za sobą Thwaites sprawiają, że jest on nazywany "lodowcem zagłady" (ang. "doomsday glacier"). Ostatnie obserwacje satelitarne wykazały, że ruch lodu wzdłuż pęknięć na powierzchni szelfu zaczął przyspieszać. Z prognoz naukowych wynika, że szeroka na 45 km pokrywa lodowa, która znajduje się na końcu Thwaites, może rozpaść się w ciągu najbliższych pięciu lat.
Za kilka stuleci lodowiec może oderwać się od kontynentu w całości. Zniknięcie Thwaites może doprowadzić do redukcji całej pokrywy lodowej Antarktydy Zachodniej. Jeśli wpadnie on bowiem do oceanu, pociągnie za sobą inne pobliskie lodowce. W tej sytuacji poziom mórz może podnieść się nie o kilkadziesiąt centymetrów, lecz o ponad 3 metry.
Czytaj także: Zdjęcia z Ełku obiegły sieć. "Wstyd, żenada"
Taki kilkumetrowy wzrost oznaczałby zalanie wielu największych miast świata. Woda objęłaby m.in. Szanghaj, Nowy Jork, Miami, Bombaj i Tokio. Kataklizm dosięgłyby również ogromne połacie lądu w regionach przybrzeżnych. Pod wodą znalazłyby się duże części państw wyspiarskich: Kiribati, Tuwalu i Malediwów.