Bez kasku, w sportowych butach, za to z 50 kilogramowym kamieniem przyczepionym do pleców. Słynący z bicia sportowych rekordów Wojciech Sobierajski z początkiem września postanowił podjąć kolejne wyzwanie i wejść na najwyższy szczyt Tatr po polskiej stronie.
W zdobyciu Rysów pomogli mu sponsorzy i grupa znajomych dokumentująca zdarzenie. I choć założony cel został zdobyty przez rekordzistę, pomysł nie spodobał się władzom TPN i innym miłośnikom gór.
Szczyt głupoty powoli osiągamy przez różnego rodzaju wyczyny. Ciekaw jestem czy pomyślał o konsekwencjach upadku takiej skały, - zastanawia się jeden z internautów na facebookowej grupie "Tatromaniacy".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mam nadzieję że ten pomysłowy pan z nieodpartą chęcią bicia rekordów do księgi Guinnessa ów kamień zniósł z powrotem na dół nie pozostawiając na szczycie żadnych zbędnych balastów. Natura jest na tyle mądra że doskonale wie jaka ma być struktura danego miejsca w górach i nie potrzebuje dodatkowego budulca - komentuje ktoś inny.
Ale nie brakuje też osób, którym imponuje wyczyn celebryty sportowca, przy okazji obrywa się też TPN, które z kolei bada sprawę kontrowersyjnego rekordzisty.
Na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego zgodnie z obowiązującym tam regulaminem nie wolno wnosić ani znosić tego typu "przedmiotów", dlatego przyrodnicy sprawdzą czy sytuacja nie stwarzała zagrożenia dla innych turystów zmierzających na szczyt.