Jak podkreśla "The New York Times", dzięki obecności żołnierzy 101. Dywizji Powietrznodesantowej w Rumunii, amerykańscy żołnierze są teraz bliżej wojny na Ukrainie niż jakakolwiek inna jednostka armii amerykańskiej.
To konflikt regionalny, ale ma implikacje globalne — tłumaczył szef sztabu armii amerykańskiej gen. James C. McConville w rozmowie z gazetą.
4 tys. amerykańskich żołnierzy
Rozmieszczenie wojsk w Rumunii ma być ostrzeżeniem dla Moskwy i częścią obietnicy prezydenta Bidena o tym, że "każdy centymetr terytorium NATO jest chroniony" i ma powstrzymać Władimira Putina przed eskalacją.
Dywizja otrzymała rozkaz rozmieszczenia około 4 tys. żołnierzy i starszych dowódców zaledwie kilka tygodni po inwazji Rosji. Latem przybyli do bazy lotniczej w pobliżu rumuńskiego nadmorskiego miasta Konstanca. Pentagon wkrótce zdecyduje, czy utrzymać tam taką liczbę amerykańskich żołnierzy i wyższych dowódców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wspólne ćwiczenia w Rumunii
Baza w Konstancie służyła wcześniej jako placówka do szkolenia żołnierzy NATO, w tym kilkuset żołnierzy amerykańskich, a szerzej znana była w wojsku jako stacja przesiadkowa dla sił USA zmierzających do i z Afganistanu.
Misja różni się nieco od tych, które prowadzone są w innych częściach Europy, gdzie Amerykanie szkolą siły ukraińskie w zaawansowanych systemach uzbrojenia, które wysyłane są na front. Jej dowódca, generał dywizji J.P. McGee, powiedział, że szkolenia z innymi żołnierzami z Europy Wschodniej mają szczególną wartość.
Mamy szansę trenować w terenie, którego być może kiedyś trzeba będzie bronić. Musimy trenować z innymi wojskami NATO, ponieważ jasne jest, że w przyszłości nie będziemy walczyć bez pomocy sojuszników - wskazał generał McGee.
Szkolenia również w innych krajach NATO
"NYT" podkreśla, że misja jest uważana za wzór dla amerykańskiej armii, która niedawno - po dwóch dekadach aktywnego prowadzenia wojen - skupiła się na odstraszaniu przeciwników za pomocą projekcji siły, a także szkoleń, dostaw broni i innej pomocy.
Oprócz wojsk w Rumunii generał McGee wysłał także mniejsze zespoły żołnierzy na szkolenia z sojusznikami z NATO w Bułgarii, Niemczech, na Węgrzech i Słowacji. Jednostka znajduje się najbliżej pola bitwy, ale nie jest największa: według urzędników około 12 tys. żołnierzy trafiło lub ma trafić do zachodniej Polsce i krajów bałtyckich.
Testowali systemy HIMARS
W ramach ćwiczeń wojskowych z udziałem sił amerykańskich i brytyjskich wojska rumuńskie testują m.in. systemy HIMARS - które są bardzo pomocne w wojnie w Ukrainie w walce z Rosjanami - przeciwko symulowanym celom na Morzu Czarnym.
Generał broni Iulian Berdila - szef rumuńskich sił lądowych - ocenił, że liczba żołnierzy USA przebywających obecnie w Rumunii jest wystarczająca do "odstraszania i wspólnej obrony". 101. Dywizja Powietrznodesantowa ćwiczy w Rumunii również obronę wybrzeża - umiejętność konieczną w przypadku ewentualnej inwazji Chin na Tajwan.
Głosy z Kongresu
Niektórzy członkowie amerykańskiego Kongresu zwracają uwagę na koszty nieustającej pomocy udzielanej Ukrainie. Przywódca Republikanów w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy zasugerował w październiku sprzeciw partii wobec kontynuowania dotychczasowego poziomu wsparcia.
Zwolennicy utrzymania w Europie Wschodniej silnej obecności USA ostrzegają jednak, że rosyjska inwazja na Ukrainę jest dowodem, że NATO zrobiło zbyt mało, by odstraszyć Moskwę od realizacji jej planów.
Bogdan Andrushchenko, dziennikarz o2.pl