Rosyjski żołnierz o ksywce "Archie" nagrał film zza linii frontu i pokazał na nim, w jakich warunkach armia Władimira Putina "opiekuje" się rannymi w wojnie z Ukrainą. Jak sam przyznał, służył w 255. Pułku Małych Strzelców i został ciężko ranny. W efekcie lekarze amputowali mu nogę, a wszystko działo się pod koniec września.
"Archie" zabrał operatora ze sobą do namiotów dla rannych żołnierzy. Sam przyznał, że po operacji wypisano go ze szpitala polowego i kazano "wyp****ć". Żadnej opieki, żadnego leczenia, żadnej uwagi dla rannego żołnierza, który jeszcze niedawno walczył za kraj. Przestał być potrzebny wojsku, w którym pożądani są sprawni i silni ludzie.
Weteran pokazał naprawdę koszmarne warunki, które stworzono dla jemu podobnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miejsce, w którym ranni żołnierze mogą dochodzić do siebie po przymusowym wypisaniu z lazaretu zlokalizowane jest na jakimś pustkowiu. Warunki są iście spartańskie, niczego w okolicy nie ma. Wody, jedzenia, sklepów czy jednostek wojskowych, które mają zatroszczyć się o weteranów. Czyli klasyczna Rosja.
Tak to wygląda. Powiedzieli nam tyle: poczekaj do jutra, dostaniesz swoje dokumenty i możesz wyp****ć - poskarżył się rosyjski żołnierz.
Jest za to brud, zimno i koszmar, który się nie kończy. Jeśli ktoś myślał, że odnosząc rany zostanie bohaterem i że będą go nosić w Rosji na rękach, to był w grubym błędzie. "Archie" pokazał namiot, w którym około stu żołnierzy dochodzi do siebie po powrocie z frontu. Wszyscy są ranni, wszyscy wymagają opieki, ale są już niepotrzebni armii.
Żołnierz pokazał też "medyczne" namioty rozbite w jakimś opuszczonym hangarze. Brudne, bez ogrzewania, bez podłóg - co zimą musi się dawać we znaki - czy jakiejś bazy sanitarnej. Jak przyznał "Achie", jego koledzy wymagają leczenia i są poważnie ranni. Nikt jednak w Rosji się nimi nie przejmuje. Wkrótce zawiozą ich do domów.
Dziękujemy ministerstwu obrony za opiekę! - ironizuje autor materiału.
Rosjanie wciąż szukają chętnych do walki. Ci są potrzebni do prowadzenia tzw. "mięsnych szturmów". Rosyjscy dowódcy, niczym generałowie podczas II wojny światowej, ślą masowo na śmierć "mobików" kolejnymi falami. Tak było przed rokiem w Bachmucie, tak jest w Awdijiwce, którą Rosjanie chcą zdobyć za wszelką cenę.
Efekt jest taki, że Rosjanie giną tysiącami, a bilans ofiar od początku wojny to w ich przypadku 323 760 osób. Rannych jest drugie tyle, oczywiście nikt o nich nie dba, bo i po co? Nie można się więc dziwić, że ludzie do armii się nie garną, a nie jest ich w stanie skusić wysoki żołd oraz samochody czy lodówki, które armia rozdaje rodzinom ochotników.