Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał. Do starcia doszło między byłym wiceprezesem stadniny Mateuszem Leniewiczem-Jaworskim, a Markiem Szewczykiem, który był akurat komentatorem aukcji. Panowie postanowili rozwiązać sprawy iście "po męsku", jednak na oczach niemałej widowni.
Jak podaje Rzeczpospolita, wszystko zaczęło się od określenia "ta menda". Tak właśnie miał określić Szewczyka Leniewicz-Jaworski w rozmowie telefonicznej. Traf chciał, że komentator przechodził obok byłego wiceprezesa stadniny i usłyszał, jak został nazwany. Postanowił, że na odpowiedź nie będzie długo czekał.
Marek Szewczyk zaatakował idącego w stronę namiotu VIP Mateusza Leniewicza-Jaworskiego, a atak poprzedził słowami "ty gnoju". Szybko wywiązała się z tego poważniejsza bójka. Jak podaje Rzeczpospolita, komentator nie tłumaczy się ze swojego czynu i mówi, że po prostu uderzył Leniewicza-Jaworskiego i akt ten nie ma drugiego dna. Ponadto napastnik podkreśla, że nie żałuje swojego czynu.
Walczących panów musiała rozdzielić ochrona i policja, obyło się jednak bez karetki i większych obrażeń. To niemały skandal wśród hodowców koni, którzy do rywalizacji przyzwyczajeni są od dawna, jednak wyzwiska i rękoczyny na aukcji, to rzadki widok.
Być może to nie jest jeszcze koniec walki. Zaatakowany Mateusz Leniewicz-Jaworski może wystąpić na drogę sądową z powództwa cywilnego i kontynuować walkę na sali sądowej. Niestety to już panowie będą musieli rozwiązać za zamkniętymi drzwiami.