Pijani rosyjscy żołdacy bawili się granatami gdzieś za linią frontu i po raz kolejny udowodnili, że nazywanie ich "drugą armią świata" to gruba przesada. Doszło do eksplozji wewnątrz bunkra, zginęło czterech ludzi, a kilku kolejnych jest ciężko rannych. Jak się okazało, połączenie wódki i broni to w kraju Władimira Putina śmiertelne niebezpieczeństwo.
Rosyjski żołnierz trafił w ręce Ukraińców i był przekonany, że ci zamierzają go zabić. Gdy został potraktowany jak człowiek, zaczął opowiadać o warunkach, które panują w armii Władimira Putina. I bardzo się wzruszył, gdy dostał butelkę wody od Ukraińców, choć spodziewał się z ich strony najgorszego.
Żołnierze z Rosji mają bardzo ciężki okres na ukraińskim froncie. Masowo giną, szturmując Awdijiwkę, nie radzą sobie na innych odcinkach frontu, gdzie mieli nacierać, a do tego pod Krynkami są spychani przez siły ukraińskie na południe. Nic dziwnego, że jeden z nich po prostu padł na polu walki i już nie wstał.
Czy wypad na zakupy do galerii handlowej może zakończyć się aresztowaniem i przymusowym wcieleniem do wojska? W Federacji Rosyjskiej tak, co obrazuje dobrze przykład z Jekaterynburga. Służby urządziły tam nalot na jedno z centrów handlowych, aresztując szesnaście osób. Wszyscy to imigranci, wszyscy dostali wezwania do służby w armii.
Rosyjscy dowódcy robią wszystko, by tchnąć w swoich ludzi ducha walki i "pomóc" żołnierzom odnosić sukcesy na froncie. W okolicach Awdijiwki, o którą od wielu tygodni trwa zażarta bitwa, ukraińscy partyzanci złapali jeńców. A ci opowiedzieli im, co dzieje się w obozie wroga. I trzeba powiedzieć, że metody Rosjan są po prostu zadziwiające i karygodne.
Według "BBC", Rosja próbuje werbować zagranicznych migrantów, zatrzymanych podczas niedawnej akcji na granicy z Finlandią, do swojej wojny w Ukrainie. Na początku grudnia Władimir Putin podpisał dekret przewidujący zwiększenie liczebności armii o 170 tysięcy żołnierzy. Po zmianach armia tego kraju powinna liczyć łącznie 2 miliony osób.
Rosyjski żołnierz gdzieś na froncie zauważył nad sobą ukraińskiego drona. Jednego z tych, które zrzucają na głowy okupantów granaty i odlatują w siną dal. Żołdak Władimira Putina wiedział doskonale, co wkrótce go czeka, więc zaczął panikować. Nie uwierzycie, co zrobił i jak zareagował. A mógł przecież zostać w domu...
Siły Zbrojne Ukrainy schwytały najemnika z Nepalu, który ruszył na wojnę i chciał zarobić służąc w rosyjskiej armii. Młody chłopak wcześniej studiował w Rosji i myślał, że wojna to dobry interes. Ale nie w armii Władimira Putina. Po dwóch miesiącach zapłacono mu raptem 40 dolarów, miał w ogóle szczęście, że przeżył.
Żony rosyjskich żołnierzy, których wysłano na front kilka albo kilkanaście miesięcy temu, mają dość. Nie widziały mężów od dawna, armia nie prowadzi rotacji, a zdesperowane kobiety napisały do Władimira Putina. To chyba nie był dobry pomysł, władze zdecydowały się aresztować kilka najbardziej aktywnych i wkrótce spotka je zapewne kara.
Rosyjska armia nie przestaje zaskakiwać na froncie. Tym razem operatorzy ukraińskich dronów złapali się za głowy, gdy zobaczyli sprzęt, jaki okupanci wysłali na front. Gdy zabrakło innych pojazdów, Rosjanie wykorzystali chińskie meleksy czy wózki golfowe, jak twierdzą Ukraińcy. Jak się okazało, ten sprzęt nie sprawdza się w starciu z dronami bojowymi...
Siły Zbrojne Ukrainy schwytały rosyjskiego żołnierza i w niewoli pozwoliły skontaktować się z żoną. Jakież było jego zaskoczenie, gdy małżonka odebrała telefon półnaga, racząc się alkoholem i uśmiechając od ucha do ucha. Rosjanin zszokowany odkrył również, że nie jest sama.
Federacja Rosyjska dokonała inwazji na Ukrainę, by obalić rząd w Kijowie, który kremlowska propaganda nazwała "nazistowskim". Sęk w tym, że w Ukrainie nazistów nie ma, służą za to w rosyjskiej armii. Jak Michaił Turkanow, ps. "Pitbull", który nie kryje się ze swoimi poglądami i uwielbieniem dla Adolfa Hitlera. Dowódcy go nagradzają, choć powinni aresztować.
Listopad 2023 roku przyniósł najwyższe straty rosyjskiej armii od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Armia Władimira Putina straciła w tym czasie niemal 30 tysięcy żołnierzy, co jest efektem krwawej taktyki dowódców i skuteczności Sił Zbrojnych Ukrainy. Obie strony są już zmęczone walką, ale nikt nie zamierza odpuszczać nawet na krok.
Rosyjska armia, zwana hucznie "drugą armią świata", coraz bardziej przypomina kabaret i coraz częściej budzi śmiech u komentatorów. Widać to idealne na polu walki w Ukrainie, gdzie Rosjanie radzą sobie z problemami metodami, których nie wymyśliłby nawet najtęższy umysł. Ostatni "wynazalek" okupantów? Pancerz wykonany z brzozy...
Walki o Awdijiwkę (obwód doniecki) toczą się od miesięcy, a od kilku tygodni Rosjanie szturmują miasto nie licząc się ze stratami w ludziach oraz sprzęcie. Żołnierze Władimira Putina giną setkami, nie potrafią skutecznie sforsować ukraińskiej obrony i coraz bardziej zaczynają odczuwać traumę na polu bitwy. Jeden z nich zadziwił swoim samotnym marszem na linie wroga.
Jak zapełnić luki w rosyjskiej armii? Od początku 2024 roku nawet 9 milionów mężczyzn może trafić do wojska, bo właśnie podniesiono wiek poboru do 30. roku życia. To ma pozwolić odwrócić losy wojny w Ukrainie i wygrać zmagania z Kijowem. Federacja Rosyjska liczy na to, że wiosną dokona przełomu na froncie.
Rosyjski żołnierz pokazał, w jakich warunkach na froncie przebywają ranni żołdacy Władimira Putina. Nie od dziś wiadomo, że armia Federacji Rosyjskiej nie dba o zmobilizowanych do walki, tak samo jak nie troszczy się o rannych i zabitych na polu walki. Liczy się tylko każdy kolejny szturm i walka za "matkę Rosję".
53-letni Igor Akurienko nie chciał wstąpić do rosyjskiej armii i walczyć w Ukrainie dla Władimira Putina. Trafił więc do aresztu, gdzie przesiedział kilka miesięcy. Nie doczekał jednak do wyroku, bo tuż przed orzeczeniem sądu zmarł w tajemniczych okolicznościach. Niezależne media w Rosji alarmują, że takich przypadków może być nawet kilka tysięcy.