Ceniony australijski profesor uważa, że koronawirus SARS-CoV-2 pochodzi z laboratorium w Wuhan. – Argument, że wziął się z chińskiego targu, nie trzyma się już kupy – stwierdził prof. Clive Hamilton w rozmowie z telewizją Sky News.
Targi sprzedające żywe zwierzęta nie powinny być zamykane, stwierdził ekspert Światowej organizacji Zdrowia (WHO). Na jednym z takich targów w Wuhan mogła wybuchnąć pandemia koronawirusa.
65-letni mężczyzna w lutym uzyskał pozytywny wynik testu na koronawirusa. Był w ciężkim stanie i musiał polegać na aparaturze podtrzymującej życie. Odniósł poważne, trwałe uszkodzenia płuc i nie mógł samodzielnie oddychać. Lekarze z Wuhan przeprowadzili przeszczep, który uratował mu życie.
Uczniowie w Wuhan wrócili w środę do szkół. Lekcje nie wyglądają jednak tak jak wcześniej.
Mieszkańcy Wuhan bezskutecznie próbują pozwać chiński rząd w związku z pandemią koronawirusa. Chiny tłamszą wszelkie takie próby groźbami – donosi "New York Times".
Chińskie media państwowe oskarżyły sekretarza stanu Mike'a Pompeo o kłamstwo po tym, jak powiedział, że istnieją "ogromne dowody" na to, że koronawirus pochodzi z laboratorium w Wuhan.
Sekretarz Stanu USA Mike Pompeo, powołując się na doniesienie amerykańskiego wywiadu, powiedział w stacji ABC, że są dowody na to, że koronawirus SARS-CoV-2 pochodzi z laboratorium w chińskim Wuhan.
Słynna chińska wirusolog Shi Zhengli, zatrudniona w Instytucie Wirusologii w Wuhan, zdementowała pogłoski, jakoby uciekła na Zachód. Shi mówiła w lutym, że koronawirus SARS-CoV-2 to "kara nałożona na ludzkość".
Laboratorium w mieście Wuhan, w którym stwierdzono pod koniec 2019 r. pierwsze przypadki koronawirusa SARS-CoV-2, zostało zaatakowane przez hakerów. Cyberprzestępcy chcą poznać "prawdę" na temat pochodzenia koronawirusa.
Szpitale w Nowym Jorku podają pacjentom chorym na COVID-19 lek na zgagę. Chcą sprawdzić, czy pomoże w walce z koronawirusem. Badania kliniczne do tej pory utrzymywane były w tajemnicy.
Oficjalne informacje mówią o tym, że w chińskim Wuhan nie ma już pacjentów zakażonych koronawirusem. To oznacza, że miasto, w którym wybuchła pandemia, pokonało śmiercionośnego przeciwnika.
W niedzielę Chiny ogłosiły, że w szpitalach w mieście Wuhan, w którym rozpoczęła się pandemia koronawirusa, nie ma już żadnej osoby chorującej na COVID-19.
Po dwóch miesiącach od zaginięcia chiński dziennikarz Li Zehua nagrał film na YouTube. Twierdzi, że po podróży do Wuhan w celu opowiedzenia o epidemii, został zatrzymany przez policję i przymusowo poddany aż miesięcznej kwarantannie. Wielu osobom jego słowa i zachowanie wydają się podejrzane.
Harbin to ogromne miasto na północy Chin. Żyje w nim 10 mln mieszkańców. Władze prowincji Heilongjiang, w której znajduje się metropolia, mają ukarać 18 urzędników, którzy jej zdaniem ukrywali przypadki zakażenia koronawirusem.
Chiny korygują liczbę ofiar śmiertelnych koronawirusa - aż o 1290 więcej zgonów w epicentrum pandemii w Wuhan. Nowe dane pojawiły się po tym, jak Amerykanie podważyli działania chińskiego rządu i rozpoczęli dochodzenie w sprawie pochodzenia wirusa.
Pierwsze ostrzeżenia o działalności laboratorium wirusologicznego w Wuhan miały pojawić się wśród oficjeli z USA już w 2018 roku. Już wtedy mówiło się o zagrożeniu wybuchu epidemii wirusa spokrewnionego z SARS, jednak jak donosi "Washington Post", nikt nie zareagował.
Wuhan jest znowu otwarte. We wtorek wieczorem polskiego czasu z chińskiego miasta, w którym po raz pierwszy pojawił się koronawirus SARS-CoV-2, usunięto blokady uniemożliwiające wyjazd.<br />
Pierwsi wolontariusze z Chin ukończyli dwutygodniową kwarantannę po przyjęciu szczepionki na koronawirusa w ramach prób klinicznych. Do tej pory w badaniu wzięło udział ponad 100 ochotników. Wkrótce naukowcy planują rozszerzenie badań za granicą.